Każdy z dzienników, które ukazały się w ostatnim czasie, jeszcze przed premierą był szykowany na wydarzenie roku. I w większości rzeczywiście stawały się one wydarzeniem, i to niezależnie od ich wartości literackiej. Przede wszystkim dlatego, że dzięki dziennikom powracają nieobecni pisarze. I często stają się obiektem zażartych sporów.
W PRL dziennik dla pisarza był często sposobem na ominięcie cenzury. Nawet pisany dla siebie, w formie rozmowy ze sobą, powstawał z myślą o przyszłym czytelniku. Niektóre dzienniki odkryto dopiero po śmierci autora (tak było w przypadku Marii Dąbrowskiej). Wydanie dzienników Sławomira Mrożka i Jarosława Iwaszkiewicza było niespodzianką. Istnienie „Tajnego dziennika” Mirona Białoszewskiego nie było tajemnicą, miał roboczą datę publikacji 2010 r., ukazał się dwa lata później.
Oprócz dosłownie kilku badaczy nikt nie wiedział, że oprócz słynnego „Dziennika” Witold Gombrowicz zostawił też po sobie „Kronosa” (patrz s. 78). Najpierw jednak w 2009 r. bez wielkiego szumu ukazało się po raz pierwszy w całości 13 tomów dzienników Marii Dąbrowskiej, które znaliśmy z wcześniejszych okrojonych wersji. Rok wcześniej poznaliśmy dziennik pisarki Anny Kowalskiej, towarzyszki życia Dąbrowskiej. Dziennik Dąbrowskiej (ten dostępny w wyborze) okazał się jej najpoczytniejszym utworem. Podobnie jak dziennik Zofii Nałkowskiej, pozwala zobaczyć XX w., można go też docenić jako literaturę – Dąbrowska przepisywała go na maszynie z myślą o druku w przyszłości.
Drodzy ciekawscy
Dzienniki, które ostatnio dostaliśmy do rąk, są przede wszystkim dokumentem, zapisem literacko nieukształtowanym.