„Upał dochodził do trzydziestu trzech stopni, więc bulwar Bourdon był zupełnie pusty” (przeł. Wacław Rogowicz). Tak zaczyna się legendarna, ostatnia i nieukończona powieść Flauberta. Legendarna też dlatego, że wielu wielbicieli Flauberta jej nie zna. W tym roku została wznowiona w wydawnictwie Sic! I jest to wspaniała okazja, żeby ją wreszcie przeczytać. Już ja odłożyłam na stosik książek wakacyjnych.
Romans z klasyką
Mark Twain twierdził, że klasyka, to to, co wszyscy chcieliby przeczytać i czego nikt nie czyta. Otóż dobrą okazją do sięgania po klasykę są wznowienia lub nowe tłumaczenia. W tym roku dostaliśmy niemal równolegle z filmem nowy przekład „Wielkiego Gatsby’ego” Francisa Scotta Fitzgeralda, przygotowany przez Jacka Dehnela. I prawdę mówiąc, zamiast iść do kina, o wiele lepiej przeczytać tę niewielką nowojorską powieść (nie obciąży bagażu). Dehnel doprecyzował i uaktualnił realia, natomiast literacko i nowe, i stare tłumaczenie Ariadny Demkowskiej-Bohdziewicz brzmią dobrze. Przy okazji można się przekonać, że to, co najlepsze w filmie, to właśnie zdania wzięte żywcem z powieści.
Jeszcze w lipcu ukaże się wznowienie innej klasycznej książki, ba, arcydzieła Italo Calvina, które zainspirowało wielu pisarzy m.in. Magdalenę Tulli. W „Niewidzialnych miastach” (przeł. Alina Kreisberg) Kubłaj – chan słucha opowieści Marco Polo o 55 miastach noszących imiona kobiet. W mieście Izydora pałace mają kręte jak muszla ślimaka schody, a podróżny, który nie będzie mógł wybrać między dwiema kobietami, może być spokojny, bo spotka trzecią. Każde miasto to inna, niesłychana opowieść.
Z Anglii do Ameryki
Kto zaś lubi klasyczną prozę amerykańską ucieszy go wiadomość, że w wydawnictwie Prószyński i Ska ukażą się wznowienia trzech powieści Johna Steinbecka: „Pastwiska Niebieskie”, „Złota Czara” oraz „Nieznanemu bogu”. Innym klasykiem, którego twórczość poznajemy w ostatnich latach dokładnie jest Thomas Bernhard. Dwa lata temu jego „Wymazywanie”, egzemplarz jeszcze z lat – 80., rozpadł się nam na wakacjach pod wypływem warunków plażowych. W tym roku ukazała się „Korekta” (przeł. Marek Kędzierski). Na pewno lepiej zniesie plażę. Podobnie jak Wirginia Woolf. Niedawno ukazała się niezwykła książka „Fakty, fikcja i fotografie, czyli co się zdarzyło we Feshwater”. To rarytas: zawiera jedyny znany tekst dramatyczny Virginii Woolf, razem z trzema miniesejami. Tłumaczka Magda Heydel wprowadza w konteksty dramatu, następnie sama Woolf opowiada o swojej ciotecznej babce, słynnej wiktoriańskiej fotografce Julii Margaret Cameron, a na koniec Maria Poprzęcka pisze o Cameron jako artystce. Cała książka jest hołdem dla tej ekscentrycznej fotografki, która dzisiaj wraca do łask.
Klasykiem jest też James Ellroy tyle, że klasykiem (i stylistą) czarnego kryminału. Zyskał ogromną sławę po „Tajemnicach Los Angeles”, które zostały sfilmowane. W tym rzadkim przypadku i książka, i film są równie świetne. Teraz wydawnictwo Sonia Draga wznowiła „Tajną sprawę” z 1982 roku. To historia policjanta świeżo po akademii szukającego mordercy kobiety, z którą miał kiedyś romans. W świecie Ellroya nie ma dobrych i złych, wszyscy są uwikłani, ale czasem się do siebie uśmiechają: „Rozpiąłem obrączki i Engels uśmiechnął się do mnie z wdzięcznością. Odgrywając nieprzydzieloną mi rolę, odwzajemniłem uśmiech. Dudley rzucił mu paczkę chesterfieldów i zapałki. Ręce Engelsa zbyt się trzęsły, żeby mógł zapalić zapałkę, więc zapaliłem dla niego papierosa, cały czas się do niego uśmiechając. Chciwie zaciągnął się dymem i odwzajemnił uśmiech”.
Nowe gwiazdy prozy
Czytanie klasyków może nam zająć nie tylko całe wakacje, ale i resztę życia, a tymczasem czekają w kolejce autorzy nieznani lub mniej znani, których warto poznać w miłych okolicznościach przyrody. Na przykład australijski pisarz Peter Carey i jego wydana w tym roku w Wielkiej literze „Chemia łez” (przeł. Edyta Basiak). To opowieść o żałobie i o konstrukcji mechanicznego ptaka. Po śmierci kochanka Catherine rekonstruuje XIX-wieczny mechanizm ptaka, który zachowuje się jak żywe zwierzę. Specjalistką od nieoczywistych uczuć i relacji międzyludzkich jest z kolei kanadyjka Alice Munro. Nikt tak jak ona nie potrafi wydobyć wieloznaczności emocji czy uczuć. Autorka właśnie ogłosiła, że kończy z pisaniem (podobnie jak Philip Roth), dlatego cieszmy się jej książkami, których dostajemy po kilka w roku. W najnowszym zbiorze opowiadań „Drogie życie” (WL przeł. Agnieszka Kuc) znajdziemy m.in spotkanie kochanków po latach, czy opowieść mężczyzny, którego żona jest nieuleczalnie chora.
Podobnie obficie wydawanym jak Munro jest ostatnio chilijski pisarz Robert Bolaño, który największą sławę zyskał po śmierci w 2003 roku. Dostaliśmy jego najbardziej znane dwie powieści „Dzicy detektywi” (przeł. Tomasz Pindel i Nina Pluta) i monumentalną powieść „2666” przeł. Katarzyna Okrasko i Jan W. Rajter (każda zasługuje, żeby ją wziąć na wakacje choć ważą sporo), ale nadal wychodzą jego mniejsze zbiorki opowiadań takie jak „Rozmowy telefoniczne” (przeł. Tomasz Pindel), poręczne do walizki, a przy okazji dobrze wprowadzają w klimat tej wspaniałej prozy, w której czytelnik sam musi stać się detektywem i iść śladem poszlak i niedopowiedzeń, bez gwarancji, że zagadka zostanie rozwiązana.
Jesteśmy wielbicielami czeskiej literatury, ale myślimy zazwyczaj o starej gwardii, o Hrabalu i innych, tymczasem niewiele wiemy o nowych pisarzach. Otóż jednym z najpopularniejszych autorów jest czterdziestoletni Jaroslav Rudiš autor m.in „Grandhotelu”. Teraz w wydawnictwie Czeskie Klimaty ukazał się jego „Koniec punku w Helsinkach” (przeł. Katarzyna Dudzic). To kapitalna opowieść o czterdziestoletnim Ole, właścicielu baru Helsinki, dziecku enerdowskiej epoki punku, który nie może odnaleźć się w nowych czasach i nieustanne rozpamiętuje przeszłość. Równolegle poznajemy dziennik czeskiej nastolatki z lat 80., która słuchała tylko polskiej radiowej Trójki. Kulminacyjnym momentem powieści jest koncert zespołu Die Toten Hosen. Rudiš napisał powieść nie tylko o swojej generacji, ale i o straconych złudzeniach, które wiązały się z nową rzeczywistością.
Kobiety i władza
Powrotem w przeszłość, do PRL- u, jest zbiór fantastycznych, dawnych reportaży Małgorzaty Szejnert „My, właściciele Teksasu”. Dzięki nim możemy zrozumieć dlaczego Szejnert jest nazywana „królową reportażu” i jak wiele zawdzięczają jej dzisiejsze gwiazdy tego gatunku. Poszczególne teksty w tym zbiorze (każdy jest pisany innym stylem) zdają sprawę nie tylko z przemian rzeczywistości, ale i z przemian języka. Poza tym siłą rzeczy zastanawiamy się, co się zmieniło. I okazuje się, że podobny reportaż, jak ten o pracownicach Supersamu, mógłby dziś powstać o paniach z Tesco.
Niewiele jest w historii bohaterek tak fascynujących jak Katarzyna Wielka. W ostatnim czasie powstało o niej mnóstwo książek, m.in świetna „Katarzyna Wielka. Gra o władzę” Ewy Stachniak. – „W przypadku Katarzyny przyciągnęło mnie jej nieugięte przekonanie o jej własnej roli w historii, jej potrzeba przewodzenia, i bezwzględność w dążeniu do wyznaczonego sobie celu. To są cechy, które mogą zbawić lub zgubić” – mówiła autorka, Polka z Kanady pisząca po angielsku, w jednym z wywiadów. Katarzyna potrafiła ze swojej kobiecości uczynić atut w walce o władzę. Podobnie jak Zofia Potocka, bohaterka innej, niedawno wznowionej książki Stachniak „Ogród Afrodyty”. Zofia Glavani (potem Potocka), biedna, grecka prostytutka, dotarła na królewskie dwory i zachwyciła władców, od cesarza po cara, a przez pewien czas była kochanką Stanisława Augusta Poniatowskiego. Książka Stachniak jest nie tylko ciekawym portretem kobiety i epoki, ale i wciągającą opowieścią erotyczną.
Podróże w przestrzeni i w czasie
Są tacy, którzy lubią czytać o miejscach do których jadą. O Paryżu, w Paryżu, o Lubiewie w Lubiewie, albo o Berlinie w Berlinie. Przez Berlin prowadzi wiele tras wakacyjnych, a najlepszą przewodniczką będzie Dorota Danielewicz – Kerski, autorka książki „Berlin. Przewodnik po duszy miasta”. Autorka przyjechała do Berlina w 1981 roku, pierwszym jej adresem był obóz przesiedleńców. Opowiada historię miasta poprzez siebie, poprzez swoje wrastanie w tkankę tego miasta. Oprowadza po placach, księgarniach, kawiarniach, cmentarzach czy ... bunkrach. To jest też barwna opowieść o ludziach, o Niemcach i Polakach związanych z tym miejscem lub odwiedzających Berlin.
Podwójną perspektywę ma też autor reportażu o Grecji „Grecja. Gorzkie pomarańcze” Dionisos Sturis, pół Grek, pół Polak, dziennikarz Radia TOK FM. Sturis pisze o współczesnej Grecji, ale jednocześnie opowiada swoją historię rodzinną (zaczyna od tego, jak jego matka, Polka, sprząta klatki schodowe, by zarobić na powrót z dzieckiem do Polski). Jest więc i współczesna Grecja doby kryzysu, ale i peryferie takie, jak niezwykła wyspa Ikaria, która słynie długowieczności mieszkańców i mocnego wina (oba zjawiska mają prawdopodobnie wiele wspólnego). Ta książka jest nie tylko ciekawa, ale przede wszystkim dobrze napisana.
Wakacje z duchami
Pociąg, hamak, cień pod palmą sprzyjają czytaniu, ale bywają okoliczności niesprzyjające i wtedy warto mieć ze sobą coś Stephena Kinga. Zawsze sprawdza się w ekstremalnych warunkach, kiedy nie jesteśmy w stanie się skupić na czymś dłużej. Na wiosnę ukazała się na szczęście jego nowa książka „Joyland”. Zła wiadomość jest taka, że to jest dłuższe opowiadanie, a nie powieść i nie jest to taki typowy King, przy którym dreszcz chodzi po karku. „Joyland” to kolejna, po „Dallas’63”, podróż sentymentalna. Tym razem do lat 70., które odtwarza z wielką pieczołowitością. Jest wesołe miasteczko, jest młody chłopak i jest duch. To wystarczy na jedno miłe popołudnie w przerwą na kąpiel w morzu. W warunkach plażowych sprawdzi się też kolekcja POLITYKI „Lato z kryminałem”, a ci którzy polubili kryminały Zygmunta Miłoszewskiego powinni bezzwłocznie sięgnąć po jego najnowszą powieść. „Bezcenny” nie jest kryminałem, ale thrillerem z zaginionym obrazem w tle. Robert Ostaszewski, który recenzował tę książkę pisze, że z nowym gatunkiem Miłoszewski poradził sobie doskonale.
A czy zgadną Państwo, jaką książkę w tym roku najczęściej zabierali na wakacje dziennikarze i redaktorzy Polityki? Otóż wygrało bezkonkurencyjnie „Wiele demonów” Jerzego Pilcha. Proza obszerna, ale można, jak to u Pilcha, czytać osobno rozdziały jako opowiadania. Do mojego stosu książek wakacyjnych w ostatniej chwili dokładam „Literaturę od kuchni” Bogusława Deptuły. Ten zbiór esejów to prezent dla smakoszy literackich. Zawsze zwracam uwagę na to, co bohaterowie jedzą. I nie tylko ja, pod tym kątem czyta literaturę wielu z nas. Deptuła idzie nie tylko oczywistymi tropami, choćby proustowskiej magdalenki, ale znajduje też nieoczywisty klucz kulinarny do prozy Houellebecqa, czy też tworzy piękną wariację na temat wiersza „Cebula” Szymborskiej inkrustowaną przepisem na konfiturę z cebuli. Piękna i pyszna lektura. A wakacje z książkami zapowiadają się smakowicie.