Mnóstwo utworów powstało ze złości i niechęci do tego kraju, nad którym ciąży „wódka z ziemniaków i jesień z wody”, jak pisał w jednym z listów Lem do Mrożka. Rzeczywistość się zmieniła, ale literatura nadal chętnie się zajmuje Polską, Polakami i polskością. W tym tropieniem najgorszych cech Polaka w sobie. Mówiła o tym Olga Tokarczuk: „Być Polakiem to znaczy mieć kłopot z polskością, z sobą samym, z całym krajem, historią. Począwszy od wielkich pisarzy, a skończywszy na drobnym robotniku i hydrauliku, który wyjechał do Londynu i już się czuje niewygodnie ze swoją polskością” (POLITYKA 45/09).
Ta problematyczność i kłopotliwość cały czas jest paliwem literatury. Ot, chociażby „Trocin” Krzysztofa Vargi, którego sfrustrowany bohater podróżuje po Polsce, ziejąc nienawiścią do wszystkich, których spotyka w pociągach PKP. Snuje swoje rozważania o współpasażerach, kolegach z pracy, o byłej żonie, rodzicach, wszyscy należą do tego podłego, typowo polskiego gatunku, tego samego zresztą co on sam. Używa sobie choćby na skrzętnie ukrywanej chłopskości, która wychodzi z Polaków przy każdej okazji.
„Kraj zaludniony przez bigos-prawicę i sushi-lewicę, za plecami których czai się nieustannie swojska, siermiężna, kartoflana klasa chłopska z Matką Boską na ustach, jeśli te usta nie są akurat zajęte jedzeniem kiełbasy i piciem wódki, i z kosą na sztorc przy boku, wszak kosa nie służy do pracy, tylko do walki, klasa chłopska gotowa jest w potrzebie walczyć o swoją ziemię ojczystą, która nazywa się »złoty polski«.