Na harmonijce grywał Abraham Lincoln, cesarz Franciszek Józef, a nawet papież Pius XI. Profesjonalnym harmonijkarzem jest aktor Bruce Willis, który nagrał dwie płyty – o jego udział we wspólnym graniu zabiegali najwięksi estradowcy z Rolling Stonesami na czele. W 1965 r. harmonijkę przemycił na pokład Gemini 6 astronauta Walter Shirra, dzięki czemu był to pierwszy instrument w przestrzeni kosmicznej. A Kim Field, autor książki „Harmonicas, Harps and Heavy Breathers”, pisze, że ten niepozorny przyrząd do wydawania dźwięków łączy stare tradycje Wschodu i Zachodu – jego historyczne prototypy powstawały przed wiekami równolegle w Chinach i w dorzeczu Amazonki. W kształcie, w jakim ją dziś znamy, harmonijka zawędrowała do Stanów Zjednoczonych Ameryki około 1830 r. i od tamtego czasu stawała się coraz bardziej popularnym instrumentem ludowym, który towarzyszył między innymi narodzinom bluesa. Stamtąd, już w XX stuleciu, trafiła do gatunków z bluesem spokrewnionych, jak rock i jazz.
Egalitarny i uniwersalny charakter harmonijki – zwanej u nas potocznie organkami – nie ulega wątpliwości. Kiedyś był to najbardziej rozpowszechniony zabawkowy instrument. W PRL jego produkcją zajmowała się Częstochowska Fabryka Artykułów Muzycznych, która była de facto przykrywką dla zakładu zbrojeniowego, i wytwarzane tam „organki” rozstrajały się błyskawicznie, dlatego kupowano ten towar nie po to, by na nim grać, ale żeby dzieci mogły sobie pohałasować.
Pitolenie na organkach
Z harmonijką było i jest trochę jak z gitarą. Dość łatwo można się nauczyć kilku prostych melodii, a potem przygrywać przy ognisku czy w podobnych sytuacjach towarzyskich. W dawniejszych czasach, kiedy rock nazywano muzyką młodzieżową, każdy początkujący gitarzysta musiał umieć grać „Dom wschodzącego słońca” w wersji Animalsów i znać akordy do „Hey Joe” Hendrixa.