Jego „Płynące wieżowce” (premiera 21 listopada) to obok „Idy” i „Chce się żyć” jeden z polskich filmów najczęściej w tym sezonie nagradzanych na międzynarodowych festiwalach. Zaskoczeni siłą i oryginalnością talentu Wasilewskiego zagraniczni krytycy wróżą młodemu artyście światową karierę. Kto wie, czy nie na miarę Jerzego Skolimowskiego.
Film Wasilewskiego wygrał konkurs East of The West w Karlowych Warach. Został uznany za najlepszy europejski dramat pokazywany na festiwalu Tribeca w Nowym Jorku. Zdobył nagrodę publiczności na Nowych Horyzontach we Wrocławiu. Brak wielkich nazwisk w obsadzie ani nawet temat (miłość homoseksualna) nie gwarantują automatycznie popularności. A jednak ma już zapewnioną światową dystrybucję.
Zachwyceni bezpretensjonalnym, nowoczesnym stylem opowiadania Wasilewskiego zachodni recenzenci okrzyknęli go (chyba trochę na wyrost) pionierem tematyki gejowskiej. Oczywiście tylko w krajach byłego bloku wschodniego, bo Zachód przerobił problem dużo wcześniej. Film „Płynące wieżowce” rzeczywiście jest pierwszym w naszym regionie dramatem o homoseksualnej inicjacji zrealizowanym bez protekcjonalnego tonu, ornamentów i ciężkiej dydaktyki.
Historia narodzin miłości między dwoma chłopakami – osadzona we współczesnej Polsce, gdzie mechanizm wypierania trudnej prawdy jest dość powszechny – została opowiedziana namiętnie, z wyczuciem i pod każdym względem wiarygodnie. W przeciwieństwie do „W imię…” Małgorzaty Szumowskiej bohaterowie, nie bez oporów, akceptują swoją orientację. Pochodzą z różnych środowisk, mają dziewczyny. Są zalęknieni, sfrustrowani, nie czują się jednak wykluczeni.
– Skupiłem się na uczuciach młodych ludzi, na tym, co się między nimi dzieje, a nie na sprawach społecznych, na bronieniu jakiejś racji.