Margarethe von Trotta specjalizuje się w portretach filmowych kobiet. I ma też do tego odpowiednią aktorkę. Barbara Sukowa była już w jej filmach Różą Luksemburg (partnerował jej wtedy Daniel Olbrychski), potem terrorystką Gudrun Ensslin, następnie grała dla niej mocno trzymającą się ziemi średniowieczną mistyczkę Hildegardę z Bingen. A teraz – Hannę Arendt, autorkę takich cegieł, jak „Korzenie totalitaryzmów”, „Rozważania o rewolucji” czy „Vita activa”.
Łatwiej pokazać Różę Luksemburg – z rewolucją 1905 r. w tle, I wojną, więzieniem, niemiecką rewolucją 1918–19 i okrutną śmiercią. Działo się. Ale jak sfilmować wykładowczynię teorii politycznych? Pokazać, jak plotkuje z amerykańską przyjaciółką o facetach, a zaraz potem włącza się w spór niemieckich emigrantów o prawo Izraela do porwania i osądzenia hitlerowskiego ludobójcy. Jak raz po niemiecku, a raz po angielsku wykłada studentom swą teorię zła w czasach totalitarnych. Jest jeszcze sprawa z Martinem Heideggerem – studentka i żonaty profesor, Żydówka i nazista, dwa różne przejścia od intelektualnej spekulacji do politycznego zaangażowania. Z jednej strony – rozczarowanie oportunizmem byłego kochanka, z drugiej – do końca życia utrzymanie przyjaźni. Mimo ucieczki z Niemiec w 1933 r., a siedem lat później z Francji, mało w tej biografii filmowego dramatu.
Von Trotta zdecydowała się pokazać stosunkowo krótki fragment tej biografii – kontrowersje wokół relacji Arendt z procesu Eichmanna, który dokładnie 50 lat temu wywołał w środowiskach żydowskich po obu stronach Atlantyku burzę. Nie ucichła do dziś.
Konstelacja jest wyrazista. Z jednej strony – kobieta myśląca „bez podpórek”, jak Arendt mówiła o sobie, z drugiej – biurokrata-ludobójca z SS, który powtarza banały, że nikogo nie zabił i tylko wykonywał rozkazy.