Amerykańska stacja NBC zaplanowała premierę pierwszych dwóch z czterech odcinków serialowej wersji „Dziecka Rosemary” na 11 maja, czyli w amerykański Dzień Matki. Trudno na to nie patrzeć jako na żart, jeśli się pamięta, o co w historii chodzi. To thriller o kobiecie w ciąży, coraz bardziej przekonanej, że jej mąż oddał ich nienarodzone jeszcze dziecko zamożnej parze do celów okultystycznych w zamian za pomoc w rozwoju kariery. Bohaterka nie może się uwolnić od powracających wizji, snów albo wspomnień, w których ojcem dziecka okazuje się sam diabeł.
Reżyserka serialu Agnieszka Holland zapowiada połączenie psychologicznego thrillera z tarantinowskim pastiszem gore i grą konwencjami satanistycznego horroru: – Urokiem tej akurat popowej wersji „Fausta” (albo Claudelowskiej „Wymiany”) jest jej niejednoznaczność. Na tym między innymi polegał sukces powieści Iry Levina i ekranizacji Polańskiego – tłumaczy. – Czy to dzieje się naprawdę? Czy to jest projekcja szaleństwa ciężarnej kobiety? A jeśli naprawdę, to czy Rosemary jest niewinną ofiarą czy też sama ulega piętrowej pokusie? U nas to drugie pytanie jest silniejsze, bo bohaterka jest aktywniejsza i bardziej rozbudzona, również erotycznie. Trudno się jej do tego przyznać, ale diabeł – w każdym wydaniu – podnieca ją znacznie bardziej niż młody, nudnawy mąż.
Serial uwspółcześnia wątki z powieści i filmu sprzed ponad 40 lat, inaczej też stawia akcenty. – Zło jest piękne, bogate i cyniczne. Nie grupka ekscentrycznych starych pierdzieli, jak u Polańskiego, ale paryska high society – opowiada reżyserka. – Przypomina się „Dyskretny urok burżuazji”, a w tle stoją wielkie korporacje.