O planach modyfikacji szkolnego kanonu minister edukacji Joanna Kluzik-Rostkowska informowała na Twitterze. „Maturzyści, jesteście tu? Pokażcie mi listę lektur Waszych marzeń! Czekam na propozycje” – apelowała. I propozycje padły: „Gra o tron”, „50 twarzy Greya”, seria z Harrym Potterem. Ale był też „Zły” Leopolda Tyrmanda, „W drodze” Jacka Kerouaca, „coś z Hłaski”. „Najgorsze, co może się przytrafić dobrej książce, to zostanie lekturą” – podsumował ktoś przytomnie w myśl niepisanej sentencji, że jeśli książka znajdzie się w kanonie, to młodzież sięgnie po nią wyłącznie z obowiązku. Jeśli w ogóle. „Nastały czasy bryków, nie lektur” – twierdzą sceptycy.
Internauci mieli też, na prośbę minister, wskazać książki najbardziej nużące, niezrozumiałe i ponure. Bezkonkurencyjne okazało się „Nad Niemnem”, choć sieciowi doradcy Kluzik-Rostkowskiej pozbyliby się też „Ludzi bezdomnych” („cały Żeromski to strata czasu”), „Pana Tadeusza”, „Wesela” i „Ferdydurke”. Obrońcy kanonu w jego obecnym kształcie są z kolei zdania, że to lista nie do ruszenia: kanon to kanon, klasykę wypada znać niezależnie od emocji, jakie wzbudza. Należy przy tym zaznaczyć, że Żeromskiego w obowiązkowym spisie lektur w tym momencie nie ma (patrz zestawienie obok), a Gombrowicza czyta się tylko we fragmentach.