W lipcu prasę obiegła wiadomość, że najbardziej „nieprzeczytanym” e-bookiem w Ameryce były „Trudne wybory” Hillary Clinton. Przeciętny czytelnik przebrnął tylko przez 2 proc. całości, czyli około 33 strony. Więcej przeczytano z książek Billa Clintona i Baracka Obamy (18 proc.). Kto to zmierzył i w jaki sposób? Media podawały, że metodę wymyślił matematyk prof. Jordan Ellenberg. Było sporo śmiechu, ale też niektórzy pisarze mogli poczuć niepokój, że za chwilę to oni dołączą do klubu najbardziej nieczytanych czy najszybciej porzucanych. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że polska prasa, która kopiowała informację za amerykańskimi mediami, nie zauważyła, że owa naukowa metoda to był tylko żart. Prof. Ellenberg wymyślił ją, kiedy zauważył, że Amazon na swojej stronie internetowej zamieszcza listę najczęściej podkreślanych przez czytelników cytatów w najpopularniejszych książkach. Zaintrygowało go zwłaszcza położenie tych cytatów – z jakiej części książki pochodzą najczęściej wybrane przez czytelników zdania. Otóż z przykrością zauważył, że w jego własnej książce czytelnicy podkreślili tylko zdania z samego początku. Znaczy, że nie przeczytali dalej. Pocieszyło go co prawda, że u innych autorów też cytaty były głównie z początku. I tak wymyślił swoją „naukową” metodę, wyliczając w procentach, gdzie pojawiają się cytaty.
Żarty żartami, ale faktem jest, że Amazon i inne sklepy oraz serwisy internetowe z książkami zbierają informacje nie tylko o tym, ile osób kupuje czy ściąga książki, ale również jak i kiedy użytkownicy czytają, kiedy kończą (lub porzucają) książkę i sięgają po następną. W czasie gdy czytamy coś na czytniku, równocześnie to on czyta nas. Dotychczas wiadomo było tylko, że ktoś kupił (bądź nie) książkę. To, co się z nią dalej działo, było już tajemnicą czytelnika.