Jeśli wierzyć przekazom podróżników, Inuici mają mnóstwo (od 16 według jednych po 120 według innych) terminów na określanie śniegu. Dlaczego? Bo jest dla nich ważny. Trzymając się tej reguły, można podejrzewać, że zjawisko kołtunerii to z kolei żywotna kwestia rodaków używających takich pojęć, jak ciemnogród, filisterstwo, obskurantyzm, dulszczyzna, zaściankowość, zacofanie, drobnomieszczaństwo, prowincjonalizm, ciemnota, parafiańszczyzna itd. Nie mówiąc już o tak archaicznych terminach, jak episjer czy mydlarz.
Bogatemu językowi towarzyszy duża zgodność w definiowaniu fenomenu, punktującego takie przypadłości, jak nietolerancja, przesądy, hipokryzja, ignorancja, powierzchowność i łatwość osądów, ale też instynkt stadny, strach przed ośmieszeniem itd. Schody zaczynają się dopiero wówczas, gdy przychodzi wskazać na kołtuna palcem, gdy chce się go wysupłać z tłumu i postawić w świetle reflektorów. Rozrzut opinii jest rzeczywiście ogromny. Swego czasu Bronisław Wildstein przekonywał, że współczesnych kołtunów szukać należy przede wszystkim na lewej stronie sceny politycznej kraju. Lewica z kolei nie ma wątpliwości, że dulszczyzna to immanentna przypadłość prawicy, szczególnie tej moherowej.
Polowanie na filistrów
Wyciąganiem kołtuna pod pręgierz w Polsce najbardziej ochoczo zawsze zajmowali się twórcy. Złoty okres polowania na filistrów to przede wszystkim przełom XIX i XX w., gdy skutecznie razili ich ostrzem satyry, poza wspomnianą Zapolską, m.in. Włodzimierz Perzyński i Michał Bałucki, zaś August Kisielewski pisał: „Filister to jest zero, nul… to jest coś, co nie jest, a rusza się”.