Tylko nie pisz, że jesteśmy jakąś grupą literacką i że to jest jakiś nurt w literaturze, bo to nieprawda – zastrzega Jakub Żulczyk. Potem przyznaje, że im dłużej się zastanawia, tym ich relacja wydaje mu się bardziej niezwykła. Nie wszyscy znają się tak samo długo – Żulczyk i Szostak poznali się stosunkowo niedawno. Lubią nawzajem mówić o swoich książkach – już kilka miesięcy temu Wit Szostak, nominowany wtedy do Paszportów POLITYKI, opowiadał z ogniem w oczach o najnowszej książce Łukasza Orbitowskiego „Inna dusza”, która teraz się właśnie ukazała. Twardoch na spotkaniu przez godzinę opowiadał o książkach Wita Szostaka. A zanim ukazał się „Drach” Twardocha, już szły przed nim entuzjastyczne opinie Orbitowskiego i Żulczyka, że to jego najlepsza książka. Podobnie Twardoch czy Orbitowski mówili o „Ślepnąc od świateł” Żulczyka.
Tymczasem z historii literatury pamięta się raczej, kto kogo nienawidził, kto kogo pobił, komu ukradł żonę (gdy nie mógł ukraść sławy), kogo obsmarował w kolejnej książce. „Pisarze są jak pchły. Dostarczają sobie nawzajem tylko odrobinę pokarmu” – mawiał John Dos Passos. Rzeczywiście, pisanie jest zajęciem samotnym, męczącym, pisarze rywalizują ze sobą – wystarczy poczytać dzienniki, w których wyzłośliwiają się na kolegów pisarzy. Nie daj Boże, gdy ktoś dostanie nagrodę!
Wszyscy czterej autorzy byli też nominowani do Paszportów POLITYKI, laureatem został tylko Twardoch. Bywają wspólnie nominowani, tak jak Orbitowski i Szostak do Nagrody im. Sienkiewicza w ramach Pop festiwalu (nominacja dla Wita Szostaka za powieść uniwersytecką była tu nieco egzotyczna). Wszyscy są w dobrym momencie karier pisarskich, zostali docenieni, ich pomysł na literaturę jest coraz bardziej wyrazisty.