Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kultura

Muzea na nocne pożarcie

Jak Noc Muzeów przez 12 lat zamieniała się w festyn

m. st. Warszawa / mat. pr.
Wystarczyło 12 lat, by Noc Muzeów zamieniła się we własną karykaturę. Teraz jest już za późno, ale od przyszłego roku proponuję zmienić nazwę na „Noc Jarmarków”.

Program tegorocznej imprezy w stolicy to lektura niezwykle pouczająca. Cóż my tam mamy? Moc różnorodnych atrakcji. Na przykład zwiedzić możemy podziemia Pałacu Kultury i Nauki, bazar Różyckiego (?), kancelarię premiera i – w ramach szczególnej muzeologicznej atrakcji – Komendę Główną Policji.

Są koncerty, wspólne czytanie literatury, spotkania z kombatantami, warsztaty poświęcone ginącym zawodom, a także potańcówki w rytmie lat 50. Ktoś naprawdę odważny dołączył się z nocnymi spływami kajakowymi. Wśród organizatorów, którzy ochoczo przyłączyli się do imprezy, znaleźć można teatry, biblioteki, domy kultury, ale też kościoły (Adwentyści Dnia Siódmego, Ewangelicko-Reformowany) i ministerstwa.

W innych miastach także nie brakuje fajerwerków, choć trzeba przyznać, że stolica rozmachem bije wszystkich na głowę, a jej internetowy program atrakcji liczy sobie 58 stron. Tu na gości czeka w sumie 237 placówek, wśród których muzea stanowią wyraźną mniejszość. I właściwie gdyby ich zabrakło, to chyba niewielu by ów fakt zauważyło. Najważniejsze bowiem, że spragnionych wrażeń czeka nie średniowieczna rzeźba, ale Multimedialny Park Fontann. Niech tryska, niech będzie kolorowo, niech się dzieje!

Noc Muzeum wymyślono w Berlinie jako imprezę, która organizowałaby mieszkańców wokół wyższych wartości i szlachetnych nawyków, których tam w sumie i tak nie brakuje. W Polsce, w której muzea doszczętnie przygrywają z centrami handlowymi rywalizację o uwagę mieszkańców, ów pomysł został początkowo przyjęty z entuzjazmem. Rychło jednak zauważono, że potężna frekwencja w tę jedyną noc praktycznie nie przekłada się na trwałe zainteresowanie bywaniem w muzeach.

Reklama