Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kultura

Reżyser poszukiwany

Polski teatr potrzebuje świeżości

„Krzyczcie Chiny!” w reż. Pawła Łysaka w warszawskim Teatrze Powszechnym u niektórych widzów wywołuje krzyk rozpaczy. „Krzyczcie Chiny!” w reż. Pawła Łysaka w warszawskim Teatrze Powszechnym u niektórych widzów wywołuje krzyk rozpaczy. Jacek Domiński / Reporter
Polski teatr jest zmęczony i szuka odnowy. Czy małe, międzygatunkowe formy, tańsze i bardziej mobilne spektakle będą przyszłością teatru, zwłaszcza gdy nowa władza zacznie realizować swój przedwyborczy postulat finansowania jedynie sztuki spełniającej jej normy patriotyzmu?
Jan Klata w „Królu Learze” postawił na piękne i dodatkowo niezrozumiałe widowisko rozgrywane w estetyce watykańskiego przepychu i celebry.Piotr Guzik/Forum Jan Klata w „Królu Learze” postawił na piękne i dodatkowo niezrozumiałe widowisko rozgrywane w estetyce watykańskiego przepychu i celebry.

Na jeden z bardziej oryginalnych pomysłów uczczenia 250-lecia publicznego teatru w Polsce wpadł warszawski Teatr Powszechny. Radziecki pisarz Siergiej Tretiakow w sztuce „Krzyczcie, Chiny!” z 1930 r. nawoływał do rewolucji. Realizujący ją niedługo później w polskich teatrach Leon Schiller wskazywał na rażące, wymagające reakcji nierówności społeczne także w międzywojennej Polsce. Wystawiając ją dziś, niemal wiek później, w warszawskim Teatrze Powszechnym, Paweł Łysak mówi o powszechnej znieczulicy, przyzwoleniu na istniejące podziały na bogatą Północ i wyzyskiwane Południe, utknięciu w rolach – po obu stronach – i niemożności społecznej zmiany. Rewolucji nie będzie.

Reżyser pokazuje na każdym kroku własny dystans do dość naiwnej sztuki Tretiakowa. Mnoży efekty, każe aktorom grać na żywo muzykę, przebierać się, mówić manierycznie – przedstawicielom bogatej Północy z ironią, biednego Południa – z „chińskim” zmiękczaniem zgłosek, wznosić toast „za białą rasę”. Po tych wszystkich dezorientujących zabiegach trudno nagle przejąć się scenami tortur czy wyławiania kukieł symbolizujących imigrantów, którzy utonęli w drodze do Europy. W finale z równą obojętnością patrzymy zarówno na maltretowanego i w końcu powieszonego chińskiego służącego Karoliny Adamczyk, jak i na chińską stręczycielkę nastoletnich dziewcząt dla białych, w wykonaniu Michała Jarmickiego, która ginie, rzucając się na stertę gumowych kurczaków made in China. Spektakl „Krzyczcie, Chiny!” kończy nie krzyk, tylko pisk gumowych zabawek. A odpowiada mu wybuch śmiechu na widowni.

W przedpremierowych wywiadach Łysak, drugi sezon dyrektor Powszechnego, który pod jego rządami działa pod hasłem „Teatr, który się wtrąca”, ze smutkiem konstatował kryzys teatru społecznie zaangażowanego, zwanego też krytycznym albo politycznym.

Polityka 47.2015 (3036) z dnia 17.11.2015; Kultura; s. 80
Oryginalny tytuł tekstu: "Reżyser poszukiwany"
Reklama