Piotr Sarzyński: – „W kraju z reguły nie piszą o mnie w ogóle lub piszą źle”. Skąd ten cytat?
Mirosław Bałka: – Nie wiem, ale to musiało być bardzo dawno temu… Na pewno przez tzw. efektem Tate Modern.
Nawet dużo przed. Tak mówiłeś w wywiadzie dla nas po odebraniu Paszportu POLITYKI. Prawie 20 lat temu. Rozmawialiśmy wówczas w twojej pracowni w Otwocku. Zapamiętałem głównie to, że było straszliwie zimno.
Nadal jest.
Ale też wiele się zmieniło.
Przypomnę, że już wówczas miałem za sobą dziesięcioletnią przygodę zawodową i byłem po dwóch bardzo ważnych wystawach, indywidualnej i zbiorowej w Tate Gallery w Londynie.
Niemniej ciągle jeszcze miałeś etykietę „młodego, utalentowanego, z perspektywami”. A dziś siedzi przede mną artysta z etykietą „klasyk współczesności”. Gwiazda worldartu.
Art world to oczywiście środowisko, w którym funkcjonuję, bo nie da się dziś żyć artyście w wieży z kości słoniowej. Ale nigdy nie mierzyłem i nie mierzę swojej pozycji za jego pomocą. Mierzę samym sobą, tym, co robię w danym momencie, co jest dla mnie ważne. Choć, rzecz jasna, mam świadomość dużej zmiany w postrzeganiu mnie przez innych. Zresztą gdybym nadal, mając 57 lat, pozostawał „twórcą dobrze zapowiadającym się”, to byłoby mocno zastanawiające i niepokojące.
To postrzeganie zmieniło się radykalnie po wystawie w Hali Turbin Tate Modern w 2009 r. Zaczęli cię kojarzyć nie tylko miłośnicy sztuki.
Zdecydowanie tak, choć na szczęście uniknąłem pozycji celebryty. W prasie kolorowej mnie na przykład nie zauważono, ale i tak tzw. obsługa medialna i niezliczone ilości wywiadów, których musiałem wówczas udzielać, wręcz mnie przytłoczyły na wiele miesięcy.