Hałas chirurgicznych instrumentów
Lider zespołu Swans o swoich muzycznych fascynacjach
Jakub Knera: – Pamiętasz, jak i dlaczego zacząłeś grać?
Michael Gira: – Dostałem od kogoś harmonijkę ustną. Grałem na niej, kiedy jeździłem autostopem po Stanach Zjednoczonych. Po prostu stałem przy drodze i grałem. Traktowałem to jak rozrywkę. Stopniowo zrodził się z tego pomysł zajmowania się muzyką. Z kolei granie z nastawieniem, żeby stworzyć coś, co będzie miało jakieś znaczenie, zaczęło się mniej więcej w tym czasie, kiedy narodził się punk rock.
Czyli w latach 70., kiedy studiowałeś w szkole artystycznej?
Byłem pewien, że będę się zajmować sztukami wizualnymi. Od wczesnego dzieciństwa miałem taki pomysł na siebie, ale okazało się, że artystyczny świat mi nie odpowiada. Nie pasował mi specjalistyczny język, jaki narósł wokół niego w latach 60. i 70. A przy okazji to był początek współczesnej medialnej apokalipsy, reklamy i kolonizowania świadomości. Rock i punk rock to był dla mnie sposób wyrażenia mojego obrzydzenia i złości wywołanych zastaną sytuacją, ale także mną samym. Czysta ekspresja i zero pretensjonalności.
O rodowodzie środowiska artystycznego w swojej autobiografii wspominała ostatnio Kim Gordon z grupy Sonic Youth, z którą chodziłeś do tej samej szkoły. Jaką rolę odegrało dla ciebie bycie jego częścią?
Niektórzy performerzy i artyści konceptualni na pewno mieli wpływ na to, w jaki sposób używam słów, na przykład Chris Burden czy Bruce Nauman, entuzjastyczne odczucia wywoływał we mnie akcjonizm wiedeński. Poza tym ogromne znaczenie miała dla mnie narzucona w szkole dyscyplina uczenia się i myślenia krytycznego o tym, co się robi.