Kultura

Sąsiedzi z Wołynia

Anatomia zbrodni w najnowszym filmie Wojciecha Smarzowskiego

Smarzowski wybrał obraz panoramiczny, świetnie fotografowany przez Piotra Sobocińskiego. Smarzowski wybrał obraz panoramiczny, świetnie fotografowany przez Piotra Sobocińskiego. Krzysztof Wiktor / materiały prasowe
Wojciech Smarzowski zrobił ważny film o zbrodni wołyńskiej, o tym, jak rodzi się zło. Czy jednak „Wołyń” da się wpisać w obowiązującą obecnie politykę historyczną?
Po pokazie filmu na gdyńskim festiwalu pojawiły się głosy, że być może „Wołyń” powinien być filmem bardziej kameralnym.Krzysztof Wiktor/materiały prasowe Po pokazie filmu na gdyńskim festiwalu pojawiły się głosy, że być może „Wołyń” powinien być filmem bardziej kameralnym.

Zaczyna się sielankowo, niemal jak film folklorystyczny. Polska Helena wychodzi za mąż za Ukraińca Wasyla, cała wieś bawi się na weselu. Ale to wesele nie jest takie wesołe, jak mogłoby się w pierwszej chwili wydawać. Młodzi się kochają, lecz oblubienica z żalem będzie opuszczać dom rodzinny, by przenieść się w strony męża (pojawi się ponownie dopiero w zakończeniu filmu). Jej młodsza siostra Zosia dowie się, że nie wyjdzie za ukochanego sąsiada, ukraińskiego chłopca, lecz za bogatego polskiego wdowca, miejscowego Borynę, też zresztą Macieja, tylko że Skibę. Który ustala właśnie szczegóły majątkowych transakcji z przyszłym teściem. Morgi ważniejsze niż miłość. To Zosia (świetna rola studentki warszawskiej Akademii Teatralnej Michaliny Łabacz) zostanie główną bohaterką filmu, lecz na razie jeszcze o tym nie wie.

To są Kresy, nie bronowicka chata, lecz i tutaj pojawiają się zjawy, choć w ludzkiej postaci. Na przykład ukraiński nacjonalista i agitator, jakby Szela z Wyspiańskiego, który przypomina krzywdy doznane od polskich kolonizatorów i coraz wyraźniej buntuje ziomków przeciw Polakom. Mówi się o zamykanych cerkwiach i szkołach, o barierach nie do pokonania przy zatrudnianiu na państwowych posadach i okrutnych zabawach Lachów z ukraińskimi dziewczynami. Agitator okaże się jednym z najczarniejszych charakterów tej opowieści: teraz wznosi toast za zdrowie Hitlera, potem będzie ochoczo witał wojska wkraczające do wsi – zarówno rosyjskie, jak i niemieckie.

Wydawać by się mogło, iż wesele trwa za długo, ale wkrótce przekonamy się, że reżyser ma wszystko pod kontrolą: oto bowiem następuje sekwencja męskich popisów zręcznościowych. Są walki na cepy, w których w najlepszym razie można stracić zęby, i jeszcze bardziej wymyślna konkurencja – rzucanie z rąk do rąk zapaloną kłodą, coraz bardziej palącą.

Polityka 41.2016 (3080) z dnia 04.10.2016; Kultura; s. 94
Oryginalny tytuł tekstu: "Sąsiedzi z Wołynia"
Reklama