Jeden kongres, a obalił niemało uprzedzeń dotyczących sfery kultury: można o niej rozmawiać na równych prawach, nie potrzeba do tego władzy, a pieniądze wprawdzie często pomagają, ale bywa, że psują.
Kultura to polifonia – usłyszeliśmy na otwarciu warszawskiego Kongresu Kultury. I wszystko, co się przez trzy dni między 7 a 9 października działo, zdawało się te słowa potwierdzać. Impreza, zwołana oddolnie – pierwszy raz w takiej obywatelskiej formule – i ułożona tematycznie w demokratycznej selekcji, zaskoczyła właśnie wielogłosowością dyskusji. Spotkania na różne tematy – łącznie kilkadziesiąt – odbywały się często symultanicznie, a tłum ponad 2 tys.
Polityka
43.2016
(3082) z dnia 18.10.2016;
Kultura;
s. 74
Oryginalny tytuł tekstu: "Wyspy polifonii"