Artykuł w wersji audio
Z tyloma nominacjami do Oscara przebija nawet Leonarda DiCaprio. Urodzeni w tym samym 1974 r., zagrali parę w „Złap mnie, jeśli potrafisz” Stevena Spielberga (2002 r.). Film miał otworzyć 28-letniej wówczas Adams drogę do hollywoodzkiej kariery. Mimo pozytywnych recenzji wtedy się nie udało.
DiCaprio Oscara otrzymał ostatecznie przy piątej nominacji, w ubiegłym roku, za film „Zjawa”. Adams ma wielkie szanse dołączyć do niego podczas przyszłorocznej gali. Za role w „Nowym początku” Denisa Villeneuve’a i „Zwierzętach nocy” Toma Forda (oba filmy weszły na polskie ekrany) zbiera zasłużone, świetne recenzje. Nie brak też komentarzy, że jej bohaterki – kobiety dojrzałe, inteligentne, skomplikowane, na których opierają się całe filmy – to dowód zmian mentalnych w amerykańskim przemyśle filmowym. Zaś rozpiętość tych ról i gatunków filmowych pokazują skalę możliwości Adams.
„Nowy początek” to science fiction z ambicjami stawiania pytań natury filozoficznej, dzieło Forda – światowej sławy projektanta mody – jest zaś wysmakowanym wizualnie i niezwykle przy tym brutalnym dramatem psychologicznym. W pierwszym Adams wciela się w dr Louise Banks, zamkniętą w sobie, przygniecioną utratą dziecka lingwistkę zatrudnioną przez wojsko do nawiązania kontaktu z przybyszami z kosmosu. W drugim jest Susan Morrow, kobietą sukcesu, właścicielką wziętej galerii, do której stopniowo dociera, że wybory, których dokonała w przeszłości, krzywdy, które wyrządziła, pchnęły jej życie na tory, na jakich nigdy nie zamierzała się znaleźć. Katalizatorem refleksji jest powieść autorstwa byłego męża, w której odnosi się do ich wspólnej przeszłości.
Do Louise była przekonana od początku. – Opisałabym ją jako bardzo inteligentną, ale też działającą instynktownie kobietę z wielką zdolnością do empatii. To jeden z powodów, dla których naprawdę ją lubię: ma w sobie kombinację bezbronności i empatii, do tego mocny kręgosłup, a wszystko to wsparte przez intelekt i wiedzę – tłumaczy Adams. Do Susan podchodziła z rezerwą, nie lubiła jej do momentu, w którym zdała sobie sprawę z tego, że sama Susan też siebie nie lubi.
W obu filmach wiele się dzieje poza słowami, reżyserzy szukali aktorki o wyrazistym spojrzeniu – oczach, które zadziałają jednocześnie jak mikroskop i teleskop. A w tej kategorii Amy Adams jest bezkonkurencyjna. „Jednym z wielkich wyzwań podczas pracy nad filmem było połączenie dwóch ekstremów – epickiego i intymnego – i utrzymywanie napięcia między nimi” – tłumaczył reżyser „Nowego początku” Denis Villeneuve. Żeby to zrobić, potrzebował „aktorki z wielkim spektrum środków aktorskich i wielką inteligencją w oczach”. W „Zwierzętach nocy” też „mówiące” oczy Adams były kluczowe. Tom Ford wyjaśniał: „Jako że bohaterka głównie czyta, musimy widzieć na jej twarzy odbicie myśli i uczuć. Gdy Amy patrzy w kamerę, widz ma wrażenie, jakby zaglądał w jej duszę. To bardzo niepokojące uczucie, niemal destabilizujące”.
Angry Adams
Ta sama Amy Adams, która dziś potrafi tak intensywnie patrzyć w kamerę, że widzowi przechodzą po plecach ciarki, przez lata zmagała się z brakiem pewności siebie. Jest czwartym z siedmiorga dzieci zawodowego żołnierza i gospodyni domowej (po rozwodzie ojciec przekwalifikował się na kawiarnianego śpiewaka, a matka została trenerką fitnessu). Wychowywała się w bazach wojskowych, rodzina osiadła na dłużej w Castle Rock w Colorado. Jako środkowe dziecko bywała niewidoczna. Do dziś, jak twierdzi, potrafi zniknąć w pokoju. W sposobie bycia ma coś z nauczycielki: cierpliwej, spokojnej, uśmiechniętej. Miła, nie przeklina, jedyna ekstrawagancja, na jaką sobie pozwala, to głębokie dekolty na premierach filmów. „Mam nadzieję, że w naszych czasach kobieta nie musi nosić golfa, by być postrzegana jako inteligentna” – tłumaczy. Podczas pracy nad „Mistrzem” Joaquin Phoenix rozbawiony jej nieziemskim spokojem nadał jej pseudonim „Angry Adams” – zła Adams.
„Mój mąż i ja jesteśmy bardzo cichymi ludźmi – mówiła w wywiadzie dla „Guardiana”. – Na początku uznawałam to za defekt, myślałam, że żeby być aktorką, trzeba skupiać na sobie ludzką uwagę. Zajęło mi dużo czasu oswojenie się z tym, stwierdzenie: OK, nie mam tego czegoś, po prostu skupię się na mojej pracy”. Skupianie się trochę trwało – do trzydziestki Adams grała w prowincjonalnych teatrach, w kiepskich serialach, a po roli, która miała przynieść przełom w jej karierze, Brendy we wspomnianym „Złap mnie, jeśli potrafisz” Spielberga, przez rok nie miała pracy.
Ostatecznie jednak wyszło jej na tyle dobrze, że z wady zrobiła zaletę. To, co zirytowany dziennikarz magazynu „Esquire” wziął za defekt: „Perfectly plain!” – idealnie gładka – pomaga jej w kompletnych przemianach w postacie, Adams nie gra ról, ona w sposób naturalny staje się bohaterkami. Tym przekonywała do siebie reżyserów.
„Jej poświęcenie dla bohaterki, umiejętność wskoczenia w postać bez oceniania jej była obezwładniająca” – tłumaczył wybór Adams spośród ponad trzech setek aktorek starających się o rolę Giselle w „Zaczarowanej” Disneya reżyser Kevin Lima. Był rok 2007, Adams swoimi wielkimi oczami, miedzianorudymi włosami i witalnością zdobyła nie tylko współczesną wersję księcia z bajki (Patrick Dempsey), ale i publiczność na całym świecie. Film zarobił 340 mln dol., a „Vanity Fair” uznało Adams za jedną z „10 świeżych twarzy 2008”.
Optymistyczna Giselle była komercyjną i wygładzoną wersją bohaterki, którą Adams zagrała w 2005 r. w filmie „Świetlik” i za którą jako kompletnie nieznana aktorka otrzymała swoją pierwszą nominację do Oscara, w kategorii rola drugoplanowa. „Świetlik” był dziełem niskobudżetowym, zdjęcia trwały 21 dni, plan mieścił się w Winston-Salem w Północnej Karolinie. I stał się wydarzeniem, podobnie jak rola urodzonej optymistki w ciąży, której się usta nie zamykają. „Wielu ludzi patrzyło na Ashley i myślało: Jaki ból ukrywa? Dla mnie kluczowy był fakt, że Amy tak na nią nie patrzyła, nie uważała, że coś maskuje” – tłumaczył wybór Adams reżyser Phil Morrison. Krytycy chwalili, że nie zrobiła z bohaterki karykatury, ale postać złożoną i zniuansowaną. „Częściowo dzięki charakterowi postaci, ale głównie dzięki swojej własnej charyzmie Adams zdominowała film swoim porywającym portretem optymistki nieosądzającej innych, na tyle bystrej, by rozpoznać wady innych, ale wystarczająco słodkiej, by im dawać wsparcie, a nie potępiać” – zachwycało się „Variety”.
Na kilka lat Amy wpadła do szufladki „naiwne, optymistyczne”, do czego ma – a jakże, optymistyczny stosunek: „Miałam, jak Picasso, swój okres – naiwny”. „Los Angeles Times” pisał: „Adams jest mistrzynią w graniu mądral grających głupiutkie”.
Zakonnica z wątpliwościami
Kolor jej ról zaczął się zmieniać wraz z rolą młodej zakonnicy w „Wątpliwości” Johna Patricka Shanleya, za którą ponownie była nominowana do Oscara. „Adams ma to, co miała Ingrid Bergman: światłość. Widzicie dobrą osobę walczącą w tym skomplikowanym świecie. Jest błyskotliwa, ale w szczególny sposób niewinna. Ma piękną twarz pełną światła” – zachwycał się Shanley. Następne nominacje przyszły za role partnerek tytułowych bohaterów obrazów „Fighter” i „Mistrz”. W tym drugim zagrała ze swoim wizerunkiem – jako żona przywódcy sekty znów była w ciąży, ale zamiast optymistycznej gaduły stworzyła postać ciemnej manipulatorki, prowincjonalnej Lady Makbet.
Piątą nominację do Oscara otrzymała wreszcie za główną rolę. Sydney Prosser vel Lady Edith Greensley w „American Hustle” Davida O. Russella to do tego czasu najbardziej złożona z postaci granych przez Adams – była striptizerka, walcząca o lepsze życie, naciągaczka uwodząca seksapilem, oszustka chorobliwie szukająca uczciwości w miłości i związku. Magazyn „GQ” zatytułował okładkowy wywiad z Adams z okazji premiery filmu „Od słodkiej amerykańskiej dziewczyny do rudowłosej seksbomby”.
Film Russella był dla Adams przełomem pod wieloma względami. Wykradzione przez hakerów maile pracowników studia Sony dowiodły, że za równorzędne role męskie gwiazdy Christian Bale i Bradley Cooper otrzymały znacznie wyższe gaże niż gwiazdy kobiece: Adams i Jennifer Lawrence. Ta ostatnia zareagowała bardzo emocjonalnie, wytykając branży seksizm, Adams w swoim stylu spokojnie tłumaczyła zaś, że wiedziała, na jakie warunki się zgadza, choć nie uważa ich za sprawiedliwe.
Media donosiły też, że na planie Adams często płakała z winy reżysera. Podobno Christian Bale zirytowany zachowaniem reżysera Davida O. Russella wobec niej, kazał mu przestać się zachowywać jak dupek. Pytana o tę sytuację aktorka znów wzięła winę na siebie – nie powinna była tak bardzo brać do siebie uwag reżysera. „Jennifer jest teflonowa, ja niestety nie jestem” – mówiła w „GQ”, porównując się do Lawrence. Nauką, jaką wyciągnęła z sytuacji, była konieczność odseparowania życia zawodowego od prywatnego i ustanowienie hierarchii. „Nie chodzi o to, że moja praca nie jest dla mnie ważna. Chodzi o to, że teraz już wiem, że na koniec dnia wrócę do domu poczytać mojej córce przed snem”.
Jej mężem jest artysta wizualny Darren Le Gallo, którego poznała 15 lat temu na kursie aktorstwa. W wywiadach z aktorką często pojawia się pytanie, jak sobie radzi z sukcesem żony, Adams ucina tę kwestię krótko: nie czuje, żeby jej kobiecość była zagrożona przez to, że jest przy okazji silna. I analogicznie dziwne wydaje jej się, kiedy mężczyźni boją się o swoją męskość.
Amerykańska dziewczyna
W 2014 r. „Time” zaliczył ją do setki najbardziej wpływowych ludzi roku, a rok później firma Max Mara stworzyła linię torebek „A”, „inspirowaną i dedykowaną Adams”. Wcieliła się w najbardziej amerykańskie z amerykańskich bohaterek. Zack Snyder, reżyser kolejnych ekranizacji przygód Supermana i jego kolegów (m.in. „Człowiek ze stali” i wchodząca w przyszłym roku „Liga sprawiedliwości”), tłumaczył wybór Adams do roli Lois Lane: „Amy ma talent do uchwycenia wszystkich zalet, za które kochamy Lois: jest bystra, charakterna, zabawna, ciepła, ambitna i, oczywiście, piękna”. W „Nocy w muzeum 2” zagrała legendarną pilotkę Amelię Earhart, w filmie „Julie&Julia” partnerowała grającej Julię Child Meryl Streep w roli Julii Powell. W również opartym na faktach filmie Tima Burtona „Wielkie oczy” zagrała tytułową bohaterkę, malarkę Margaret Keane, w ekranizacji „W drodze” Jacka Kerouaca – bohaterkę wzorowaną na poetce z pokolenia bitników Joan Vollmer. Na premierę czeka film „Janis Joplin: Get It While You Can”, z Adams w roli hipisowskiej diwy.
Wkrótce wzorem filmowych gwiazd zagra główną rolę w serialu. W 8-odcinkowej produkcji HBO „Ostre przedmioty” na bazie powieści Gillian Flynn wcieli się w reporterkę powracającą do rodzinnego miasteczka, by odkryć brutalną zbrodnię.
W „Nowym początku” jej bohaterka musi odpowiedzieć na pytanie, czy znając swoją przyszłość, zmieniłaby coś w przeszłości. Jak odpowiedziałaby na nie aktorka? – Jest kilku facetów, z którymi bym jednak nie randkowała. To miało związek z moją niską samooceną, gdy miałam dwadzieścia parę lat. Poza tym – OK. Choć oczywiście łatwo mi tak mówić z dzisiejszej perspektywy, gdy mam córkę, męża, rodzinę, karierę, czuję się szczęśliwa i usatysfakcjonowana, więc wszystko, co było po drodze, ma dla mnie sens i wydaje się warte przejścia.
***
Z Amy Adams rozmawiała w Los Angeles Joanna Ozdobińska.