Do podjęcia tego tematu zachęcił mnie konflikt wokół kształtu Muzeum II Wojny Światowej oraz fakt, że nie wszystkich jeszcze historyków przekonały argumenty o pozytywnym wpływie wojny na młodzież.
Oczywiście można wciąż tracić czas na próby przekonywania drugiej strony. Argumentować, że my, Polacy, w kraju i za granicą, jesteśmy znani z tego, że ciągle na wszystko narzekamy, a już najbardziej na prezydenta, na rząd, na panią premier. I dlatego narzekamy też na wojny. To logiczne. Ale na szczęście, jak przyjdzie co do czego, to jesteśmy zadowoleni. Wiele razy dawaliśmy temu wyraz.
Przecież nie wszystkie ludzkie potrzeby są uświadomione. Z tym zgodzą się nawet przeciwnicy wojny. I temu powinno służyć Muzeum II Wojny Światowej – żeby uświadamiać i rozbudzać zepchnięte często do głębokiej podświadomości potrzeby wojenne. No, ale po co wciąż argumentować, skoro wiadomo, że żaden argument jeszcze nikogo nie przekonał, a zwłaszcza przeciwników polityki historycznej? Kulą w płot zamiast bagnet na broń.
Warto za to poszukać pozytywnych przykładów, najlepiej na świecie. Jeśli nie wojny, to przynajmniej muzeum. Instytucji, która z powodzeniem od lat uprawia słuszną politykę historyczną na najwyższym poziomie.
Mogę polecić jedno takie miejsce.
Dwa lata temu pojechałem na festiwal literacki do Gruzji. Po trzech dniach supry w Tbilisi – jedzenia, picia i prawie niewstawania od stołu – postanowiłem się ruszyć. O dziwo, Gruzini nie polecali mi tego słynnego muzeum. Zniechęcali nawet, że to daleko, droga dojazdowa w złym stanie i takie tam. Nie posłuchałem ich.
Taksówka, skorodowana łada, jak większość tutejszych samochodów (oczywiście poza wyprzedzającymi nas co jakiś czas hummerami), nie miała przedniego zderzaka.