Żyłem w kokonie rzezi
Arkadiusz Jakubik o swoich filmowo-muzycznych doświadczeniach
Janusz Wróblewski: – Ale narobił pan zamieszania tą reklamą „Księdza”...
Arkadiusz Jakubik: – To chyba największa wkrętka, jakiej byłem świadkiem i mimowolnym uczestnikiem. Wszyscy znajomi, przyjaciele i ludzie ze środowiska pytali mnie, jak nam się udało po kryjomu zrobić nowy film Wojtka Smarzowskiego. To tylko świadczy, jak świetny koncept miał portal internetowy Showmax, który w ten sposób promowaliśmy.
W „Jestem mordercą” gra pan Zdzisława Marchwickiego, domniemanego wampira z Zagłębia, ze zmienionymi personaliami. Może pan przypomnieć, z jakich powodów?
Oskarżono go o zamordowanie 14 kobiet. Sprawa była ogromnie skomplikowana. W pokazowym procesie na ławie oskarżonych oprócz Zdzisława Marchwickiego zasiadło jeszcze kilka innych osób, między innymi jego dwóch przyrodnich braci: Jan i Henryk. Brakowało dowodów, proces był poszlakowy, wielowątkowy. Nie dałoby się wszystkiego pokazać w dwugodzinnej fabule – to materiał na serial. Po uproszczeniu i skondensowaniu niektórych wątków Maciek Pieprzyca skupił się na jednej ofierze tej największej powojennej manipulacji peerelowskich organów ścigania. W filmie nazywam się Wiesław Kalicki.
26 kwietnia minęło 40 lat od wykonania wyroku na Marchwickim. Powieszono go w wojskowym garażu, godzinę później jednego z braci. W pana przekonaniu był niewinny?
Tak. Nabrałem pewności po lekturze książki Przemysława Semczuka „Wampir z Zagłębia” i po obejrzeniu dokumentu Maćka Pieprzycy „Jestem mordercą…”. Zebrane tam materiały, między innymi zeznania milicjantów z grupy dochodzeniowej „Anna”, którzy się tą sprawą zajmowali, sugerują, że było to śledztwo na zamówienie ówczesnego I sekretarza partii.