Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

50 wiosen Sierżanta

Pół wieku Orkiestry Klubu Samotnych Serc Beatlesów

Od lewej: Ringo Starr, George Harrison, poniżej: Paul McCartney i John Lennon Od lewej: Ringo Starr, George Harrison, poniżej: Paul McCartney i John Lennon EAST NEWS
Album Beatlesów „Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band”, wydany pół wieku temu – 1 czerwca 1967 r. – powszechnie uznano za preludium do hipisowskiego „lata miłości”. Za co go kochać dziś?
Okładka albumu The Beatles „Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band”, 1967 r. Okładka albumu The Beatles „Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band”, 1967 r.

Historia „Sierżanta Pieprza” zaczęła się pod koniec 1966 r. Beatlesi nagrali dwie piosenki z myślą o nowej płycie, która miała być jeszcze bardziej wystrzałowa niż entuzjastycznie przyjęty „Revolver” wydany w tym samym roku. Zadanie było więcej niż trudne, bo płyta „Revolver” to niebywały majstersztyk. Producent George Martin i realizator Geoff Emerick zastosowali (po raz pierwszy w historii muzyki popularnej) ograniczniki i kompresory dźwięku, a także zapętlone albo odgrywane od końca dźwięki odtwarzane z taśmy oraz partie instrumentalne wzięte z innych nagrań, co dopiero po dekadach upowszechni się jako metodę wytnij-wklej. Dzięki temu Beatlesi trafili do akademickiej refleksji muzykologicznej jako kontynuatorzy eksperymentów Pierre’a Schaeffera i Karlheinza Stockhausena. Krytycy podkreślali, że płytą „Revolver” czwórka z Liverpoolu weszła w wiek dojrzały. Jest to jednak zbyt słabe określenie: album ten de facto dokonał egzekucji wczesnego młodzieżowego rock’n’rolla.

Owe dwie piosenki windujące twórczość Beatlesów na jeszcze wyższy poziom niż ten osiągnięty za sprawą „Revolvera” to „Strawberry Fields Forever” i „Penny Lane”. Wraz z wodewilowym kawałkiem „When I’m Sixty-Four” rozpoczynały wiekopomną sesję nagraniową, której owocem stanie się „Orkiestra Klubu Samotnych Serc Sierżanta Pieprza”. Praca przy tych utworach trwała prawie trzy miesiące, a mimo to na nowej płycie ostatecznie się nie znalazły. W słynnej biografii Beatlesów „Shout! The True Story of The Beatles” Philipa Normana znajdziemy proste wyjaśnienie tej dziwnej sytuacji: „Ponieważ od dłuższego czasu nie ukazał się żaden nowy singiel zespołu, George Martin nie miał innego wyjścia, jak poświęcić na niego te dwie trzyminutowe kompozycje, których dopracowanie pochłonęło więcej czasu i pieniędzy niż nagranie przeciętnego longplaya”.

Polityka 21.2017 (3111) z dnia 23.05.2017; Kultura; s. 88
Oryginalny tytuł tekstu: "50 wiosen Sierżanta"
Reklama