Miłosz znika i pojawia się na liście szkolnych lektur. Dlaczego prawica nie lubi noblisty?
Jako pierwsi brak noblisty w spisie lektur zauważyli pracownicy Pomorskiego Urzędu Marszałkowskiego. Wiadomość była szczególnie bulwersująca zważywszy na obecność na liście Jana Polkowskiego i Wojciecha Wencla, którzy zostali docenieni nie tyle za jakość literacką swoich utworów, co raczej za ideologiczne zaangażowanie – mówiąc wprost: za siermiężną dawkę patriotyzmu, która bije po oczach. Na temat wątpliwego towarzystwa na liście wypowiedział się przed kilkoma miesiącami poeta Marcin Świetlicki, prosząc jednocześnie o natychmiastowe wykreślenie go.
Ale czym innym jest typowa dla Świetlickiego swada, z którą poeta buduje poniekąd swój buntowniczy wizerunek, a czym innym „pomyłkowe przeoczenie” Czesława Miłosza, którego można nazwać – obok Konstantego Kawafisa, Osipa Mandelsztama i Tomasa Venclovy – najważniejszym europejskim poetą XX wieku.
Dlaczego prawica nie lubi Miłosza?
Problemy prawicy z Miłoszem mają już pewną tradycję. Miłosz to autor niewygodny ze względu na swoje nieskrywane socjaldemokratyczne sympatie i służbę dyplomatyczną, którą podjął jako attaché kulturalny w Paryżu i w USA w powojennej Polsce. To także autor trudny ze względu choćby na wielowątkowość twórczości, która rozciąga się od tomu „Ocalenie” przez doskonałe pozycje eseistyczne takie jak „Rodzinna Europa” czy „Zniewolony umysł” (którym notabene zrywał kontakt z komunistyczną Polską), aż po nowy przekład Księgi Psalmów.
Wreszcie jest autorem o niejasnym stosunku do katolicyzmu, który przez lata romansował z gnostycką wizją świata, by na starość powrócić na łono Kościoła i w liście do Jana Pawła II prosić o „błogosławieństwo i słowa potwierdzające moje dążenie do wspólnego nam celu”.
Katalizatorem niechęci do noblisty była propozycja pochowania go w Krypcie Zasłużonych w krakowskim klasztorze Paulinów po jego śmierć w 2004 roku. Pomysł spotkał się z olbrzymią niechęcią części mediów katolickich („Nasz Dziennik”), protestowała również Młodzież Wszechpolska będąca wówczas młodzieżowym zapleczem Ligi Polskich Rodzin Romana Giertycha. W tym samym roku publicysta Waldemar Łysiak wydał swoją „Rzeczpospolitą kłamców”, w której opisywał Miłosza jako człowieka „czującego obsesyjną nienawiść do Polaków”.
Obraz wykreowany przez Łysiaka był możliwy głównie dzięki niedokładnemu lub po prostu intencjonalnie błędnemu cytowaniu noblisty. Z fragmentu, który u Miłosza brzmi „Nie znoszę ludzi którym nazbyt słabe głowy/ zamąca moczopędny trunek narodowy/ Ich mieszanina jęków od czasów Popiela/ Jątrzy mnie i do cierpkich wyrażeń ośmiela/” Łysiakowi wyszedł fragment: Nie cierpię ludzi/ którym uderza do głowy/ ten moczopędny środek narodowy/ czyli nadmierny patriotyzm”. Widzą państwo różnicę?
Łysiak ponadto odnotował, że w odpowiedzi na te kalumnie pod adresem Polaków, Zbigniew Herbert napisał wiersz zatytułowany „Wilki”, a który to niestety stał się kanwą dla maniackiego zblatowania wizerunku tych sympatycznych skądinąd zwierząt (via Adam Wajrak) z wizerunkiem Żołnierzy Wyklętych.
Tę samą interpretację za pośrednictwem mediów społecznościowych popełnił Rafał Ziemkiewicz w 2016 roku, ewidentnie przepisując dokonania Waldemara Łysiaka. Na zupełne spłycenie intelektualnego konfliktu pomiędzy Miłoszem a Herbertem odpowiedział Stanisław Skarżyński na łamach „Gazety Wyborczej”: „Pal licho, że relacja Herberta z Miłoszem, to jest długa i złożona historia, w której nie chodzi o »głupie uwagi«, ale o poważny spór tytanów polskiej kultury o stosunek do polskiej i europejskiej tradycji kultury. Spór, który bywał bardzo ostry, w którym zdarzały się wycieczki osobiste, ale jednocześnie spór, po którym został gruby tom listów i który zakończył się zgodą”.
Problemy MEN z kanonem lektur
Miłosz nie jest jedynym autorem, z którym MEN miało problemy ideologiczne. Warto przypomnieć spór, który dokładnie przed dekadą wywołało usunięcie z kanonu lektur książek Witolda Gombrowicza. Dziś Ministerstwo zapewnia, że informacja o nieuwzględnieniu Miłosza była jedynie pomyłką.
Cóż, być może powinien być to przyczynek do dyskusji o rozszerzeniu w przyszłości twórczości noblisty w kanonie. Pełna lektura „Zniewolonego umysłu”, który Karl Jaspers ocenił jako „studium rozbicia człowieka na dwie osoby pod wpływem olbrzymiej presji ideologicznej” mogłaby okazać się tak samo przydatna w Polsce roku 1953, jak i roku 2017.