Na początku kwietnia w pierwszej piątce polskich bestsellerów znalazły się cztery albumy hiphopowe. Kolejno: Kękę, duet Dwa Sławy, O.S.T.R. i kolejny duet Pro8l3m. Wcześniej przez pięć tygodni polscy raperzy zmieniali się na miejscu pierwszym, jak gdyby umówili się na dyżury na szczycie zestawienia, a gdy ten numer POLITYKI wchodzi do kiosków, według wszelkich znaków na niebie i ziemi dojdzie już do kolejnej zmiany warty i najchętniej kupowaną polską płytą stanie się „Soma 0,5 mg” Taconafide, czyli Taco Hemingwaya i Quebonafide – dwóch popularnych polskich raperów w duecie. Ci ostatni właśnie wyprzedają krakowską Tauron Arenę, największą halę widowiskowo-sportową w Polsce, i szereg innych dużych sal w całym kraju.
To zjawisko najlepiej pokazuje przewartościowania, do których dochodzi w tzw. mainstreamie. Bo na rap przez lata spoglądano jak na niszę, tymczasem w ubiegłym roku artystą, którego płyta sprzedawała się najlepiej według danych rankingu ZPAV, był Quebonafide. A rok wcześniej – O.S.T.R. Nisza urosła więc do rozmiarów zjawiska przesłaniającego całą resztę, które w normalnych warunkach nazwalibyśmy nowym mainstreamem. Tyle że to pojęcie nie jest dziś lubiane w muzyce, podobnie zresztą jak w innych dziedzinach życia. Słuchanie tej samej muzyki co wszyscy w czasach dostępu do przeróżnych gatunków bywa uważane za przejaw braku własnego gustu.
Eksploatowany przez TVP (prowadzi tam nowy show „Big Music Quiz”, w którym celebryci rozpoznają bardzo znane piosenki) i obecny już w żelaznym weselnym repertuarze discopolowy gwiazdor Sławomir notuje sprzedaż kilkakrotnie niższą niż dominujący w sprzedaży fizycznych nośników O.S.T.R. A największy przebój Sławomira „Miłość w Zakopanem”, owszem, zna dziś cała Polska, ale pod względem liczby odtworzeń w najpopularniejszym serwisie streamingowym Spotify nie ma szans w starciu z Taconafide.