KATARZYNA ZDANOWICZ: – Dlaczego pan prowokuje?
TOMASZ GÓRNICKI: – Co pani nazywa prowokacją? Poruszanie tematów, które siedzą w każdym z nas, a mimo to nie potrafimy o nich rozmawiać?
Prowokuje pan swoją ostatnią wystawą, która powstała w ramach promocji nowego albumu zespołu Behemoth?
Nie nazwałbym tego prowokacją, tylko odważnym dialogiem ze sztuką sakralną i twórczością klasycznych mistrzów malarstwa. Wszystkie prace, które przygotowałem dla Behemotha, łączy motyw upadku i niespełnienia. Chciałem zestawić ze sobą piękno i smutek, delikatność i brutalizm, tak aby wymieszać kontrastujące emocje. Dlatego stworzyłem „Uświęconą ciszę” – dziewczynkę z zaszytym uśmiechem. Jest też „Nieukrzyżowany”. To Jezus, który zawiódł i nie odkupił grzechów ludzkości. „Ślepy pielgrzym” to z kolei ułomna postać na próżno poszukująca wiary i nadziei. „Upadły” przywodzi na myśl Ikara, którego zwiodła pycha. Tak jak mityczny Ikar wzbił się za blisko słońca, tak Upadłego pokonała wiara w to, że może zbliżyć się do Boga i poznać Absolut. Te prace zestawiane są z rzeźbami z serii Oppressed. Spętane tkaniną kobiece popiersie i dziewczynka z workiem na głowie są ofiarami męskiej opresji, agresywnej, dążącej do autodestrukcji siły.
To autodestrukcja, która tkwi w panu?
Mam w sobie dualizm, który pcha mnie czasami w ciemną stronę mocy. Z grzecznego chłopaka zmieniam się w niegrzecznego, by na nowo szukać swojej drogi. Na szczęście walkę z demonami przekuwam na twórczość. W przypadku ostatniej wystawy barokowo wystylizowane formy czerpią z ikonografii chrześcijańskiej, przeciwstawiając się religijnym dogmatom. Prace najpierw pokazałem w Polsce, teraz jadę z nimi do Stanów Zjednoczonych.