1. Low, Double Negative, Sub Pop.
Przez lata trio z Minnesoty przyzwyczaiło odbiorców do przejmujących, melancholijnych piosenek. Tutaj topi je w sprzężeniach i brudzie, a teksty – w atmosferze niemocy i kłamstw Ameryki czasów Trumpa. Duch czasów.
2. Ben LaMar Gay, Downtown Castles Can Never Block The Sun, International Anthem.
Postać roku – chicagowski trębacz, wokalista i producent, który wydał całą serię płyt, lekkich, pełnych wyobraźni, finezyjnie przeskakujących między jazzem, popem i światem elektroniki.
3. Daughters, You Won’t Get What You Want, Ipecac.
Wciskający w fotele energią powrót dawno niesłyszanej rockowej formacji, która sięga tu po elementy noise’u i nowej fali. Dla miłośników Swans, Killing Joke i różnych odmian ciężkiej muzyki gitarowej.
4. Sophie, Oil of Every Pearl’s Un-Insides, Transgressive.
Na płycie 32-letniej transseksualnej szkockiej producentki i wokalistki wszystko jest przejaskrawione, wyostrzone do granic możliwości, nowoczesne – a przy tym to fantastyczne piosenki czerpiące garściami ze złotej ery popu lat 80.
5. Sons Of Kemet, Your Queen Is a Reptile, Impulse.
Kluczowa dla młodej sceny brytyjskiej afro-jazzowa formacja kierowana przez saksofonistę Shabakę Hutchingsa z kapitalnym zestawem utworów poświęconych ważnym czarnoskórym kobietom, bojowniczkom o wolność, matkom i babkom.
6. Idles, Joy as an Act of Resistance, Partisan.
Brytyjski punk rock nie umarł, zmienił tylko trochę charakter. Radosna rebelia w wykonaniu Idles to pochwała wrażliwości, oskarżenie męskiego ego, atak na brexit, politykę antyimigrancką i wsparcie ruchów LGBT.
7. Kamasi Washington, Heaven and Earth, Young Turks.
Amerykański saksofonista wszedł w świat jazzu ze swadą i pewnością siebie hiphopowca. Tu znów zaczyna jak u Hitchcocka, a później winduje napięcie, inspirując się to klasyką jazzu, to potężną orkiestrową muzyką Strawińskiego, to znów filmami karate.
8. Yves Tumor, Safe In the Hands of Love, Warp.
Autor niszowej industrialno-surrealistycznej muzyki, który w tym roku ubrał ją w łatwiejsze w odbiorze, zaskakująco lekkie formy piosenkowe.
9. Melody’s Echo Chamber, Bon Voyage, Domino.
Melodyjności dalej możemy się uczyć od Francuzów czy raczej od Francuzki – Melody Prochet połączyła na tym albumie piosenkową słodycz, lekkość, surrealizm, egzotykę i artrockowe inspiracje. Bardzo dziwny, ale jednak pop.
10. Jóhann Jóhannsson, Mandy – muzyka filmowa, Invada.
Eklektyczny, pełen szaleństwa soundtrack do wywołującego kontrowersje horroru Panosa Cosmatosa. A przy tym pośmiertna płyta i pożegnanie zmarłego w tym roku przedwcześnie islandzkiego kompozytora.