A gdyby tak Święty Mikołaj, zamiast drenować portfele, rozdawał nam pieniądze? Sytuacja niby czysto teoretyczna, ale jednak się zdarza. Najprościej opisał ją Nick Hornby w sfilmowanej później powieści „Był sobie chłopiec”, której 36-letni bohater, Will, jest wiecznym dzieckiem, oderwanym od realnych problemów. Żyje pełnią życia i nie musi pracować, bo wiele lat wcześniej jego ojciec skomponował świąteczny przebój „Sanie Mikołaja”. Dorosłego Willa utrzymują z roku na rok tantiemy, które zawsze w okresie świątecznym strzelają pod sufit i wywołują niezdrowe podniecenie u znajomych. „Większość dorosłych miała rzeczywiste powody, by powątpiewać w istnienie Świętego Mikołaja – pisze Hornby – przynosił on jednak Willowi wszystko to, w co Will się ubierał, co jadł i pił, to, na czym siedział i co posiadał”.
O Willu, w filmie wiarygodnie sportretowanym przez Hugh Granta, można śmiało napisać, że to historia oparta na faktach. Weźmy przypadek grupy Slade – dzisiejsze nastolatki mogą jej nie pamiętać, bo naprawdę sławni byli ostatnio w latach 70. Ale cały świat zna i co roku słucha jednej ich piosenki, o tematyce jak na ciężki rock nietypowej: „Merry Xmas Everybody”. Były basista i skrzypek Jim Lea swoją coroczną wypłatę za wszystkie publiczne nadania i wykonania utworu określił jako „świetny plan emerytalny”. A dla całego zespołu stała się po latach towarem na tyle kluczowym, że gdy przyjechali na polski Festiwal Legend Rocka dziewięć lat temu, to swoją świąteczną piosenką zamykali program koncertu. Nie byłoby w tym pewnie nic dziwnego, gdyby nie to, że występ odbywał się w nadmorskiej scenerii w lipcu.
Świąteczne hity, czyli zabezpieczenie emerytalne każdego autora piosenek, wykuwają się zwykle właśnie w środku lata.