W jednym czerwcowym tygodniu ubiegłego roku dwie kariery nabrały rozpędu rzadko w Polsce notowanego. A przy tym nieopartego na jakimś marketingowym oszustwie. Nawet krytycy „Małomiasteczkowego”, przeboju ostatnich wakacji, który pojawił się 6 czerwca, przyznawali, że to repertuar, którego przynajmniej nie trzeba się wstydzić. Piosenka miała charakter, tekst traktował o czymś, a rzadką w śpiewanej polszczyźnie rytmiczną figurę z sześciosylabowym wyrazem zbudował sam wykonawca, 25-letni Dawid Podsiadło.
Z kolei nawet ci, którzy nie wpadli w euforię po premierze „Zimnej wojny” 8 czerwca, doceniali stylizację i przyznawali, że rola Zuli, granej przez Joannę Kulig, robi niesamowite wrażenie. A ponieważ film Pawła Pawlikowskiego, świetnie przyjęty i nagrodzony w Cannes, wszedł do kin na całym świecie, 36-letnia polska aktorka (o której występach za granicą pisaliśmy już w noworocznym wydaniu POLITYKI) stała się bohaterką obcojęzycznych mediów.
W połowie grudnia kolejne świetne recenzje i gratulacje za Europejską Nagrodę Filmową Kulig przyjmowała już w Kalifornii, oczekując tam na nominacje oscarowe i narodziny dziecka. Dawid Podsiadło, z potrójną platynową płytą za opublikowany w październiku album na koncie, kończył wtedy triumfalną, wyprzedaną w całości Małomiasteczkową Trasę koncertową po największych polskich salach, dziękując publiczności, w sumie ponadstutysięcznej. Ona światowa, on małomiasteczkowy. Ale w sumie oboje z małych miast – ona z Muszynki koło Krynicy-Zdroju, on z Dąbrowy Górniczej – brnący przez castingi telewizyjnych show.
Upór i rozczarowanie
Polska poznała Joannę Kulig tak jak my filmową Zulę.