W przypadku Teatru Polskiego wybitnemu zespołowi z dorobkiem został narzucony człowiek bez pomysłów i wizji – z czasem okazało się, że także bez skrupułów. Tu jest inaczej.
Marcin Nałęcz-Niesiołowski, gdy obejmował dyrekcję, był kandydatem wspieranym przez odchodzącą na emeryturę poprzednią szefową Opery Ewę Michnik. Jest to dyrygent uzdolniony, znający specyfikę opery – sam jest zresztą z drugiego zawodu śpiewakiem. Wykazał się pomysłami, odmłodził zespół. Nie wszystko może było na najwyższym poziomie, ale zazwyczaj na bardzo przyzwoitym. Od strony muzyczno-teatralnej trudno więc mieć wobec niego zastrzeżenia.
Dyrektor Opery Wrocławskiej i jego relacje z zespołem
Jednak są tu jeszcze kwestie charakterologiczne. Nałęcz-Niesiołowski jest dyrygentem w starym stylu, nie zawsze przyjemnym wobec zespołu. Część pracowników Opery od początku zresztą miała wobec niego duże obiekcje, znając jego konfliktową przeszłość w Białymstoku, gdzie z hukiem rozstał się z tamtejszą Operą i Filharmonią Podlaską (ciszej jest o tym, że wygrał w tej sprawie proces w Sądzie Pracy).
Znany jest też jako zdeklarowany zwolennik PiS, co wśród części artystów (i części prasy) także mu popularności nie przysparza.
Czym zawinił Marcin Nałęcz-Niesiołowski
Kontrola NIK wykazała nieprawidłowości w zawieraniu przez dyrektora umów (w tym z samym sobą), potwierdziła je druga kontrola Urzędu Marszałkowskiego, ale podobne nieprawidłowości można by znaleźć zapewne we wszystkich placówkach muzycznych, w których dyrektor artystyczny oraz główny dyrygent jest tożsamy z dyrektorem naczelnym. Jeśli chce tworzyć i prowadzić spektakle, nie ma wówczas na to innego sposobu niż zatrudnianie samego siebie – problem leży w tym, czy nie za zbyt wysokie kwoty.
Prowadzone śledztwo być może wątpliwości wyjaśni. Na razie odejście dyrektora zostało wstrzymane przez wojewodę dolnośląskiego Pawła Hreniaka do wyjaśnienia sprawy – dosłownie nazajutrz po odwołaniu go przez zarząd tegoż województwa. Ze względów organizacyjnych to na pewno lepsze wyjście, ponieważ rewolucja w środku sezonu, bez dalszych planów i bez następcy, byłaby dla teatru katastrofą. Powstaje jednak problem, jaka będzie teraz w teatrze atmosfera pracy, rozkręcona przez cały ten konflikt. Sztuce to na pewno nie sprzyja. Nie mówiąc o tym, że lepszego kandydata jak dotąd na horyzoncie nie widać.
Czytaj także: Fundacja Malta pozywa ministra kultury