Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kultura

Po co Disney przerabia na filmy swoje animacje sprzed lat?

„Król lew” „Król lew” mat. pr.
Do kin trafi za chwilę aktorska wersja „Króla lwa”, a Disney już zapowiada kolejne nowe odsłony swoich dawnych przebojów. Dlaczego to robi i kiedy przestanie mu się opłacać?

Ostatnio ukazały się informacje o tym, że czarnoskóra aktorka zagra Małą Syrenkę w aktorskim filmie Disneya, a następnego dnia pojawiły się zwiastuny aktorskiej „Mulan” i kontynuacji „Czarownicy” z Angeliną Jolie. Wszystko to w tygodniu poprzedzającym premierę nowego „Króla lwa”. Nic więc dziwnego, że coraz więcej osób pyta, dlaczego Disney skoncentrował się na aktorskich remake′ach swoich animacji i czy ten model biznesowy ma przyszłość.

Aktorskie wersji animacji Disneyowi się opłacają

Na pytanie, dlaczego Disney zajmuje się głównie przerabianiem animacji na filmy aktorskie, odpowiedź jest prosta: dla pieniędzy. I to niemałych. Trend narodził się w 2010 r. i rozpoczął od „Alicji w Krainie Czarów” w reżyserii Tima Burtona. Choć już wcześniej Disney proponował filmy z postaciami z animacji (przykładem „101 Dalmatyńczyków” z 1996 r. z fenomenalną rolą Glenn Close), to dopiero przy „Alicji” ten model biznesowy ujawnił swój pełen potencjał.

Przy dużym, 200-mln budżecie film zarobił w USA i na świecie ponad miliard dolarów. Począwszy od 2014 r. i „Czarownicy”, Disney wypuszczał rok w rok co najmniej jeden film oparty na animacji. Średnio taki aktorski remake zarabia 550 mln dol. Najbardziej rozczarowujący „Dumbo” – zaledwie 350 mln, zaś wielkie przeboje, takie jak „Piękna i Bestia” czy „Księga Dżungli”, albo przekraczają, albo zbliżają się do granicy miliarda.

Reklama