Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

Czarnoskóra agentka 007? Za wcześnie na entuzjazm

Lashana Lynch Lashana Lynch Forum
Czy wprowadzenie aktorki Lashany Lynch w roli agentki, która przejmie po Bondzie numer „007”, cokolwiek zmieni? Brytyjski agent służb specjalnych nie musi być od razu białym mężczyzną. Ale na rewolucję w serii o Jamesie Bondzie raczej się nie zanosi.

Jeśli wierzyć plotkom, kolejna odsłona przygód Agenta Jej Królewskiej Mości będzie szokująca. Kiedy grany przez Ralpha Fiennesa M przywoła do pokoju agenta 007, zamiast Daniela Craiga w drzwiach stanie Lashana Lynch, aktorka znana z filmu „Kapitan Marvel”. Widzowie będą musieli pogodzić się z faktem, że numer ich ulubionego agenta przypisano czarnoskórej kobiecie. Ale czy to naprawdę tak wielki szok i tak duża zmiana? I czy rzeczywiście, jak wieszczą niektórzy, Bond się skończył?

James Bond i Daniel Craig marzą o emeryturze

To nie przypadek, że 25. film o Jamesie Bondzie rodzi się w bólach. Po rezygnacji Danny’ego Boyle’a film został bez reżysera. Angaż otrzymał Amerykanin Cary Fukunaga, który zażądał zatrudnienia nowych scenarzystów. Znalazła się wśród nich Phoebe Waller-Bridge, autorka takich serialowych przebojów jak „Fleabag” i „Obsesja Eve”. A choć Daniel Craig zdecydował się ponownie zagrać Bonda, widzowie i wielbiciele serii coraz częściej się zastanawiają, kto mógłby go zastąpić.

Zwłaszcza że poprzednia odsłona przygód agenta wyraźnie sugerowała, że zarówno James Bond, jak i Daniel Craig marzą już tylko o emeryturze. Od przełomowego dla serii „Casino Royale” minęło 13 lat i czuć, że Bond potrzebuje odświeżenia. Wydaje się, że przeszkody, na jakie produkcja napotyka, wynikają po części także z faktu, że trochę nie wiadomo, co dalej zrobić: z postacią i jej losami.

Czytaj także: Nowy „Bond” rozpadł się przez... Tomasza Kota?

Bond walczył już ze wszystkim i wszystko już przeżył

Bo James Bond jest bohaterem problematycznym. Kiedy pojawił się najpierw w wyobraźni Iana Fleminga, a potem na ekranach kin, rzeczywistość wyglądała zupełnie inaczej. Pewny siebie, romansujący i nadużywający alkoholu brytyjski agent jawił się kilka dekad temu jako bohater idealny, ale i oczywisty. Trudno było zobaczyć w tej roli kogoś innego niż białego, przystojnego mężczyznę pochodzącego z kraju, który pamięta swą imperialną potęgę.

Inaczej patrzono wówczas i na popijanie martini, i na przedmiotowe traktowanie kobiet. Te zawsze były młode, niekoniecznie inteligentne, a jeśli miały to nieszczęście i zapałały do agenta jakimś uczuciem, to musiały stracić życie. Takie były ukochane Bonda, ale i niemal wszystkie bohaterki kina sensacyjnego, a już na pewno szpiegowskiego. Choć, nie ukrywajmy, Bond też nigdy nie był szczególnie dobrym szpiegiem.

Po kilkudziesięciu latach na ekranie i ponad 20 filmach trochę nie wiadomo, jakie jeszcze wyzwania postawić bohaterowi, który walczył już ze wszystkimi i przeżył wszystko. Zamknięty w świecie złożonym z powtarzalnych motywów (nowy samochód, nowy gadżet, nowa dziewczyna), schematów i postaci (M, Q, Moneypenny – czyli ci, którzy zawsze muszą się pojawić u jego boku), Bond zaczął się robić nudny.

Czytaj także: Ile swobody tak naprawdę ma reżyser?

Bond na miarę nowych czasów

Nic więc dziwnego, że w ostatnich latach producenci starali się choć trochę dostosować świat Bonda do współczesności. Jeszcze w latach 90. rola M przypadła Judi Dench, co było przełomem w świecie, w którym mężczyźni wcielali się w większość istotnych postaci. W kolejnych odsłonach przygód rolę sekretarki Moneypenny zagrała czarnoskóra Naomie Harris. W „Skyfall” pojawiła się sugestia, że nasz ulubiony agent nie jest aż tak jednoznacznie heteroseksualny, jak można by przypuszczać.

Te drobne przesunięcia tak naprawdę niewiele zmieniły w schemacie opowiadanej historii. Bond wciąż mierzył się z diabolicznymi, czarnymi charakterami, rozsianymi po świecie syndykatami przestępczymi, zakładał piękne garnitury i uwodził kobiety, które nie zawsze miały dużo do powiedzenia. Jeśli okazywały się ciekawe, to scenarzyści korzystali z pierwszej okazji, by pozbawić je życia albo przynajmniej wpływu na własny los.

Czytaj także: Sensacyjne kulisy „Spectre”

Na rewolucję w świecie Bonda się nie zanosi

Czy wprowadzenie Lashany Lynch w roli agentki, która przejmie po Bondzie numer „007”, cokolwiek zmieni? Byłoby dobrze, gdyby scenarzyści zdecydowali się pokazać przemiany w świecie, w którym brytyjski agent służb specjalnych nie musi być od razu białym mężczyzną. W „Obsesji Eve” mamy do czynienia z kobietami agentkami, więc można założyć, że Phoebe Waller-Bridge i tym razem się wykaże.

Z drugiej strony wydaje się – przynajmniej na podstawie zebranych informacji – że nie zajdzie tu aż tak wielka zmiana. James Bond może stracił swój numer (przechodząc na emeryturę), ale to on jest bohaterem serii. Znając życie, to jemu przyjdzie ratować świat przed czarnym charakterem, którego tym razem zagra Rami Malik.

Pytana o to, czy dostaniemy kobietę Bonda, producentka serii Barbara Broccoli odparła stanowczo, że zmiana płci bohatera nie ma sensu. Jej zdaniem Bond został napisany jako mężczyzna i tak powinno zostać. Można natomiast pisać więcej ciekawych ról dla kobiet. Pojawienie się Lynch zdaje się potwierdzać ten sposób myślenia. Tymczasem na zdjęciach promocyjnych najnowszego filmu widzimy to, co zwykle: Daniela Craiga w towarzystwie dużo młodszych aktorek grających role kobiece. Pod tym względem w świecie Bonda zmieniło się nieco mniej, niż można przypuszczać, czytając o czarnoskórej aktorce w obsadzie.

Więcej niż 007

„Jesteś seksistowskim, mizoginistycznym dinozaurem, reliktem zimnej wojny”. To zdanie, które M, grana przez Judi Dench, wypowiada do Bonda w filmie „GoldenEye”. Był 1995 r. i scenarzyści wiedzieli, że agenta trudno polubić. Ponad 20 lat później scenarzyści wciąż starają się napisać Bonda na współczesne czasy.

I może w tym cały problem. Może zamiast zastanawiać się, kto powinien się wcielić w rolę agenta w następnym filmie, zamiast podawać nazwiska wybitnych aktorów i aktorek, białych i czarnoskórych – pora przyjąć, że postać Bonda w kulturze po prostu wyczerpała swój potencjał? I zamiast kombinować, jak by tu z agenta zrobić kogoś, kogo polubi współczesny widz, po prostu powołać do życia nową postać. Ostatecznie jest więcej numerów niż 007.

Czytaj także: Historia słynnego agenta 007

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną