Jest 2050 r. Młody historyk kultury XXI w. przemierza opuszczone hale w tokijskiej dzielnicy Odaiba. Pojechał tam na research o teamLAB – twórcach pierwszego cyfrowego muzeum na świecie, które zamknięto nagle, w tajemniczych okolicznościach w 2031 r. Tak mógłby się zaczynać premierowy odcinek 25. sezonu serialu „Czarne lustro”, czyli technologicznej dystopii produkcji Netflixa, która niezwykle trafnie analizuje sposób, w jaki cyfrowe narzędzia wpływają na zachowanie pojedynczych ludzi, a docelowo na społeczeństwa, zmieniając powoli współczesną kulturę. Dlatego historia japońskiej grupy ponad stu programistów i grafików, nazywających siebie teamLAB, jest gotowym materiałem źródłowym dla scenarzystów serialu.
Grupa powstała w 2001 r., ale naprawdę głośno zrobiło się o niej rok temu, gdy we współpracy ze słynnym tokijskim muzeum Mori otworzyli teamLAB Borderless – „pierwsze na świecie muzeum sztuki cyfrowej”. Na powierzchni ponad 10 tys. m kw. zaaranżowano interaktywne projekcje cyfrowych obrazów (mappingów) i instalacje reagujące światłem i dźwiękiem na dotyk widza. Ambicją jest tu „stawianie pytań o to, w jaki sposób współcześni ludzie postrzegają i odczuwają świat”. W materiałach na stronie instytucji wiele miejsca zajmują analizy tradycyjnej japońskiej perspektywy malarskiej. Twórcy sugerują, że cyfrowe prace dzięki wykorzystaniu innowacyjnej technologii modelowania 3D dają wrażenie przebywania wewnątrz antycznych zwojów.
Zeszłego lata internet i zagraniczna prasa kulturalna oszalały na punkcie tej wizji. Ponieważ muzeum jeszcze wtedy fizycznie nie istniało, wszystkie artykuły były przygotowane w oparciu o zawarty w materiałach prasowych porywający opis idei przekraczania granic między dziełem a widzem oraz fotografie, na których odwiedzający muzeum wyglądają jak współcześni bohaterowie obrazów Caspara Davida Friedricha – samotni świadkowie zapierających dech, ruchomych i poetyckich, wykreowanych komputerowo krajobrazów.