Najpiękniej może napisała o nim Agnieszka Osiecka w „Fotonostalgii”: „Kobuszewski jest graficzny. Powinny wszędzie wisieć plakaty, obrazy i znaki drogowe z postacią Kobuszewskiego w tańcu. Powinien powstać serial filmów animowanych pod tytułem »Przygody młodego znaku zapytania«, a w roli znaku zapytania powinien wystąpić Jan Kobuszewski. Powinien być prowadzony w szkole teatralnej i filmowej specjalny kurs pt. »Fenomen aktorstwa Jana Kobuszewskiego«, ponieważ to jest aktorstwo, które zaprzecza wszelkim banalnym kanonom. Kanony powiadają, że nie powinno się przerysowywać, robić małpy, wyginać we wszystkie strony i śmiać się z własnych dowcipów, a Janek K. przegrywa, wygina i robi, a mimo to jest cudowny. Powinien, krótko mówiąc, narodzić się reżyser filmowy, który by życie poświęcił kręceniu komedii z Kobuszewskim, ponieważ warto. Tak się jednak nie stało i Janek Kobuszewski jest zmarnowanym Chaplinem polskiego kina”.
Nawet jeśli poetka ma rację – Kobuszewski na dużym ekranie pojawiał się głównie w rolach epizodycznych – to te role często wzbudzały większy entuzjazm i zapadały mocniej w pamięć niż role gabarytowo większe. Kobuszewski dla polskiego kina jest może kimś takim jak Kobieta pracująca Ireny Kwiatkowskiej dla serialu „Czterdziestolatek” – symbolem przywołującym ciepłe uczucia, wywołującym ciepły uśmiech.
Czytaj także: Jak zmieniają nas seriale
Wężykiem, Jasiu, wężykiem
Wystąpił w ponad 30 filmach i w 2 tys. programów telewizyjnych. I to z tych drugich jest najbardziej znany. W 1963 r. wystartował pierwszy cykliczny telewizyjny program satyryczny „Wielokropek”, którego był współgospodarzem. Skecze z jego udziałem z Kabaretu Dudek czy Kabaretu Olgi Lipińskiej należą do klasyki gatunku. Kto się nie uśmiecha, gdy słyszy, niekoniecznie z ekranu, bo powiedzenie weszło do języka potocznego: „wężykiem, Jasiu, wężykiem”? Tworzył niezapomniane duety estradowe z Wiesławem Gołasem, z Wiesławem Michnikowskim, z Edwardem Dziewońskim. Przez lata wcielał się w ekscentrycznego Dziadka Jacka Marię Poszepszyńskiego w cudownej parodii radiowej telenoweli Jacka Janczarskiego i Macieja Zembatego (130 odcinków).
Karierę teatralną zaczynał od ról dramatycznych, ale górę wziął talent komediowy, o którym często pisze się, że jest rzadko spotykanym połączeniem żywej vis comica z lirycznością spod znaku Ildefonsa Gałczyńskiego. Występował w teatrach warszawskich – w Teatrze Narodowym stworzył m.in. postać Mefistofelesa w „Kordianie” w reż. Kazimierza Dejmka w 1965 r. czy tytułowego Jana Macieja Karola Wścieklicę w sztuce Stanisława Ignacego Witkiewicza w reż. Wandy Laskowskiej rok później.
O tej drugiej kreacji tak pisał Jan Kłossowicz w „Teatrze”: „Kobuszewski w pełni wykorzystuje tutaj swoją vis comica. Ale nie stanowi to o największej wartości jego gry. Najlepszy jest wtedy, kiedy przełamuje ten styl, kiedy z rozbuchanego Wścieklicy wyłazi nagle zmęczony i smutny człowiek. Odarty z dostojnej sukmany, drżący w kusej koszulce przyszły Prezydent Rzeczypospolitej. Tu niemal przypomina się rozebrany Papież z brechtowskiego »Życia Galileusza«”.
Czytaj także: Z czego śmieją się Polacy
Jak to jest z komediowością
W 1976 r. związał się z warszawskim Teatrem Kwadrat, gdzie można go było zobaczyć jeszcze kilka lat temu. O jego Rotmistrzu w „Damach i huzarach” Fredry w reż. Edwarda Dziewońskiego pisał rok później Wojciech Natanson w „Życiu Warszawy”: „Dziki, prostolinijny, niesamowity. Reaguje jak wielkie dziecko. Od pierwszej chwili daje ton nieomylny i konsekwentny”.
Zachwyt wzbudził jego Lis w jednoaktówkach Sławomira Mrożka w reż. Andrzeja Zaorskiego z 1981 r.: „Lis sceptycyzmu i przystosowania”. W 1991 r. wystąpił w Teatrze Narodowym jako Lucky w „Czekając na Godota” Becketta w reż. Antoniego Libery. Nie udało mu się spełnić marzenia o zagraniu Cyrano de Bergerac. Za to w 1983 r. zagrał Pantalona w „Słudze dwóch panów” Goldoniego w reż. Waldemara Matuszewskiego w Teatrze Na Woli i w Teatrze Kwadrat 20 lat później.
Wielkim hitem były „Dwie morgi utrapienia” Marka Rębacza, które wyreżyserował i w których zagrał główną rolę upartego chłopa – poszło przy nadkompletach ponad pół tysiąca razy. A także kultowe „Rozmowy przy wycinaniu lasu” Stanisława Tyma z premierą w 1984 r. „Największy aplauz wzbudzają rzecz jasna Jan Kobuszewski jako Siekierowy i Mieczysław Czechowicz w roli Gajowego. Dwa urocze głuptasy, okropnie przy tym groźne i ważne” – relacjonowała na gorąco Magdalena Pawlicka w „Stolicy”.
Jego przepis na dobrą komedię? Zdradził go Jolancie Ciosek: „Z komediowością jest, proszę pani, tak, że człowiek musi do niej przywyknąć. Pierwszy swój występ w »Dudku« wspominam jako koszmar, ale z czasem poznałem specyfikę bycia aktorem komediowym i powolutku. Co prawda nie doktoryzowałem się w komedii, ale jedno wiem na pewno: grając rolę komediową, nie wolno błaznować, lecz grać ją jak najwyższych lotów dramat”.
Czytaj także: Poczucie humoru ułatwia życie