Pokazać muzykę to trochę tak, jakby muzyką objaśniać świat widzialny. Maciej Pieprzyca wszedł na bardzo trudny grunt, bo w swoim filmie splótł oczywistą skądinąd biograficzną opisowość z próbą przekazania, czym jest lub może być ekspresja twórcza w swojej najgłębszej istocie. To drugie było zadaniem koniecznym w przypadku takiego bohatera jak Mieczysław Kosz. Dla Kosza – o czym można się dowiedzieć choćby z wydanej właśnie książki Krzysztofa Karpińskiego „Tylko smutek jest piękny. Opowieść o Mieczysławie Koszu” – muzyka, a przede wszystkim improwizacja muzyczna była zarazem aktem twórczym i narzędziem poznania. Karpiński pisze: „[Kosz] jako niewidomy inaczej odbierał otoczenie i inaczej przetwarzał w muzykę jego impulsy. Za pomocą dźwięków odtwarzał w niej świat znany mu tylko z dotyku, zapachów i odgłosów”.
W 1972 r. w ramach serii Polish Jazz ukazał się (jedyny wydany za życia artysty) album Mieczysława Kosza „Reminiscence”, który pokazuje, jak niezwykłą wyobraźnią muzyczną dysponował ten pianista. Na pierwszej stronie mamy parafrazy czterech utworów: „Tańców połowieckich” Borodina, Preludium c-moll Chopina, „Marzenia miłosnego” Liszta i „Yesterday” Lennona i McCartneya. Trzy „przeboje muzyki poważnej” i jedna ballada Beatlesów stały się dla Kosza źródłami tematów, wokół których snuł własne, w pełni autorskie muzyczne opowieści. Czegóż tu nie ma! Zmienne nastroje, choć z przewagą klimatu melancholii, gra emocji wyrażana na równi tempem i brzmieniem, konfrontacje rozpoznawalnych konwencji (swing, ragtime, elementy bluesa) z całkiem oryginalnymi rozwiązaniami, które zdawały się dowodzić, że w jazzie nie ma granic. Najważniejsza wszelako – co dotyczy także zamieszczonych na drugiej stronie płyty w pełni autorskich kompozycji – była swoista „fabularność” tego grania.