Disney+ zadebiutował 12 listopada, oferując bogatą ofertę starszych produkcji, jak i kilka premierowych seriali. Najbardziej wyczekiwany był z pewnością „The Mandalorian” z Pedro Pascalem („Gra o tron”) w roli kosmicznego „rewolwerowca”. Akcja serii rozgrywa się między wydarzeniami znanymi z oryginalnej trylogii „Gwiezdne wojny” a nową trylogią, otwartą „Przebudzeniem Mocy”.
Czytaj też: „Daybreak”, czyli apokalipsa może być cool
Fani nie mogą oglądać
Sęk w tym, że serwis, a więc i serial, oficjalnie dostępne były na początku tylko w USA, Kanadzie i Holandii, teraz doszły jeszcze Australia i Nowa Zelandia, są plany na kilka kolejnych krajów. Większość rozrzuconych po świecie fanów i fanek „Gwiezdnych wojen” legalnego sposobu na obejrzenie „The Mandalorian” nie ma, dotyczy to też Polski. Co więcej, jako że nieznana jest oficjalna data udostępnienia Disney+ nad Wisłą, nie wiemy nawet, ile na obejrzenie tego serialu trzeba będzie czekać.
Co więc robią fani i fanki? To, co robili przed laty, gdy wiele produkcji nie było u nas dostępnych – zaczynają szukać nielegalnych kopii w sieci. W efekcie „The Mandalorian” jest żelaznym kandydatem do miana najbardziej „piraconego” serialu mijającego roku.
Oczywiście to nie tak, że proceder nielegalnego oglądania seriali czy filmów w sieci w ostatnich latach wygasł – choćby kolejne sezony „Gry o tron” biły wciąż nowe rekordy. Wszelkie doniesienia mówiły jednak o spadkach – analitycy ze zdziwienia unosili brwi, bo okazało się, że utarte tłumaczenia, iż piraci piracą, bo nie mogą czegoś kupić legalnie, były w olbrzymiej mierze prawdziwe.