Głośno się zrobiło wokół premiery „Orlanda”, że to pierwsza opera napisana dla tej instytucji przez kobietę. To nie jest do końca prawda – wcześniej wystawiano już kilka oper dla dzieci autorstwa kompozytorek, w tym jedną na dużej scenie („Fatimę” Johanny Doderer). Ale na pewno jest to pierwsze tak poważne dzieło, a co więcej, jest to widowisko imponujące rozmachem wizualnym i muzyczną dezynwolturą.
Neuwirth wystawia Woolf
Olga Neuwirth jest jednym z najważniejszych zjawisk na mapie kulturalnej Austrii. To artystka bezkompromisowa działająca w konserwatywnym społeczeństwie. Przypomnijmy, że od dawna przyjaźni się i współpracuje z noblistką Elfriede Jelinek, a pierwszy projekt opery, jaką miały wspólnie napisać dla Staatsoper, został odrzucony. Choć pod względem twórczości scenicznej Neuwirth jest już artystką doświadczoną. Parę lat temu oglądaliśmy w Polsce jej „Zagubioną autostradę” według filmu Davida Lyncha.
Sama wspomina, że już jako 15-latka była punkiem na austriackiej prowincji blisko granicy ze Słowenią, regionu – jak mówi – uroczego, acz ksenofobicznego. Od najwcześniejszej młodości buntowała się przeciwko ustalonym raz na zawsze zasadom i czarno-białemu światu, będąc za różnorodnością i wielobarwnością. „Orlando” Virginii Woolf, książka, której bohatera poznajemy jako młodego arystokratę o skłonnościach do poezji, żyjącego parę wieków i w pewnym momencie zmieniającego we śnie płeć, była jedną z lektur formacyjnych kompozytorki.