Berlińska premiera czeskiego „Szarlatana” zakończyła się sporym sukcesem polskiej reżyserki, którą na konferencji prasowej chwalono za wyjątkową kreatywność i pracowitość. W niespełna cztery lata nakręciła trzy wysoko ocenione fabuły i kilka świetnych seriali, znajdując też czas na działalność społeczną. Rozluźniona, uśmiechnięta, żartowała, że najwięcej filmów kręci we śnie, bo wtedy jej się najlepiej myśli.
„The Hollywood Reporter” uznał jej dzieło za fascynujące, świetnie opowiedziane, umiejętnie łączące skomplikowaną sytuację polityczną Europy Wschodniej XX w. z życiem osobistym i misją głównego bohatera. A kreację w wykonaniu czeskiego aktora Ivana Trojana określił jako olśniewającą.
Czytaj też: Berlinale 2020 ze skromnym udziałem Polaków
Uzdrowiciel Mikolášek
„Szarlatan” to bardzo intymny dramat psychologiczny opowiedziany w epickiej skali. Obejmuje kilka epok, dwie wojny światowe, jednak podstawowa akcja rozpoczyna się w 1957 r. w momencie śmierci prezydenta Czechosłowacji Antonína Zápotockiego, którego leczył Mikolášek. Dopóki polityk żył, uzdrowicielowi włos z głowy spaść nie mógł. Gdy Mikolášek stracił protektora, komunistyczny reżim postanowił go zniszczyć. Na tle skołchozowanego społeczeństwa bardzo się wyróżniał. Był bogaty, niezależny i przez to niewygodny. Mieszkał w pięknie urządzonej willi, stać go było na kupno luksusowego samochodu, zatrudniał wielu pracowników. A przy tym wcale nie był niezłomny i szlachetny.