Pojawił się w polskim życiu muzycznym jak meteor – przybył na studia do Krakowa z Dębicy, już jego prace studenckie były godne uwagi, ale zupełnie niezwykły sukces odniósł w 1959 r., gdy otrzymał aż trzy nagrody (pierwszą i dwie drugie) na Konkursie Młodych Związku Kompozytorów Polskich. Efektem było wykonanie zwycięskiego utworu („Strofy”) na festiwalu Warszawska Jesień i wielkie zainteresowanie krytyków, także niemieckich. Tak zaczęła się jego wielka światowa kariera.
Symbol awangardy
Przyspieszył ją jeszcze kolejnymi utworami, obrazoburczymi w uszach konserwatywnych słuchaczy, a także muzyków orkiestrowych, którzy byli w nich zmuszani do wydobywania nietypowych efektów. Zdarzały się nawet protesty, ponieważ grający bali się, że uszkodzą swoje instrumenty.
Nazwisko Penderecki stało się symbolem awangardy. Wielbiciele jego muzyki na każdy kolejny utwór czekali z ciekawością, jakie kombinacje brzmień i instrumentów jeszcze wymyśli. Niewtajemniczeni przeciwnie, przyzwyczaili się do poglądu, że Penderecki to muzyka, której się nie da słuchać.
Powrót do tradycji
Jakież było zdziwienie jednych i drugich, gdy kompozytor zaczął porywać się na wielkie dzieła, które były coraz bardziej strawne dla ucha. Pierwsze z nich, „Pasja wg św. Łukasza”, miało jeszcze wiele awangardowych efektów, które uwspółcześniały ten uniwersalny temat, ilustrując echa dawnych i współczesnych tragedii. Penderecki jako chłopiec przeżył II wojnę światową i miał w pamięci do końca życia traumy z dzieciństwa.