Zmarł Little Richard, wielki ojciec rock′n′rolla
Little Richard, wielki ojciec rock′n′rolla
„To ja wymyśliłem rock′n′rolla” – żartował kiedyś Little Richard. „Jimi Hendrix był moim gitarzystą, a wokalistą był James Brown”. Dziś ten żart może nieco mniej śmieszy, bo żaden z jego trzech bohaterów nie żyje, ale dalej nieźle podsumowuje rolę Richarda Wayne′a Pennimana, znanego lepiej jako Little Richard. Jednego z ostatnich wielkich ojców rock′n′rolla – większość gwiazd jego pokolenia odeszła, włącznie ze zmarłym trzy lata temu Chuckiem Berrym, swego czasu konkurentem, na równi zasłużonym dla promocji nowego gatunku.
Żył z muzyki blisko 80 lat
Urodzony w 1932 r. na amerykańskim Południu (Macon w Georgii) Penniman karierę zaczął tuż po wojnie jako nastolatek – w podobnym wieku, co dziś Billie Eilish czy Justin Bieber. Ale pierwsze pieniądze zarabiał nawet wcześniej: jako dzieciak z kościelnego chóru lubił nabierać ludzi, mówiąc, że jego pełen wiary śpiew czyni cuda, i bywało, że za te cuda (ograniczające się prawdopodobnie do poprawy samopoczucia słuchającego) inkasował skromne pieniężne datki. Żył więc z muzyki blisko 80 lat.
Pierwszych nagrań dokonał na początku lat 50., a już w 1955 r. ukazał się jeden z jego największych przebojów – „Tutti Frutti”, zapewne jedna z tych piosenek, które najmocniej wpłynęły na kształt muzyki. W bezceremonialny sposób łączyła bluesa z boogie-woogie, co w zestawieniu z dziwnym tekstem ozdobionym słynną onomatopeją – A-wop-bop-a-loo-bop-a-wop-bam-boom! – otwierało wykopem drzwi dla nowego gatunku.
„Swego czasu zmywałem naczynia na stacji autobusowej, nie miałem nawet czasu odpowiedzieć szefowi – z taką prędkością donosił mi brudne” – opowiadał o niej, w charakterystycznym dla siebie żartobliwym tonie, sam autor i wykonawca.