Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

Zmarł Little Richard, wielki ojciec rock′n′rolla

Little Richard, wielki ojciec rock′n′rolla

Little Richard Little Richard MediaPunch / BACKGRID / Backgrid USA / Forum / Forum
Little Richard bodaj jako pierwszy mawiał, że tylko prawdziwie oddani muzycy zostaną na ścieżce rock′n′rolla. Przez prawie 80 lat żył z muzyki. Zmarł 9 maja w Nashville.

„To ja wymyśliłem rock′n′rolla” – żartował kiedyś Little Richard. „Jimi Hendrix był moim gitarzystą, a wokalistą był James Brown”. Dziś ten żart może nieco mniej śmieszy, bo żaden z jego trzech bohaterów nie żyje, ale dalej nieźle podsumowuje rolę Richarda Wayne′a Pennimana, znanego lepiej jako Little Richard. Jednego z ostatnich wielkich ojców rock′n′rolla – większość gwiazd jego pokolenia odeszła, włącznie ze zmarłym trzy lata temu Chuckiem Berrym, swego czasu konkurentem, na równi zasłużonym dla promocji nowego gatunku.

Żył z muzyki blisko 80 lat

Urodzony w 1932 r. na amerykańskim Południu (Macon w Georgii) Penniman karierę zaczął tuż po wojnie jako nastolatek – w podobnym wieku, co dziś Billie Eilish czy Justin Bieber. Ale pierwsze pieniądze zarabiał nawet wcześniej: jako dzieciak z kościelnego chóru lubił nabierać ludzi, mówiąc, że jego pełen wiary śpiew czyni cuda, i bywało, że za te cuda (ograniczające się prawdopodobnie do poprawy samopoczucia słuchającego) inkasował skromne pieniężne datki. Żył więc z muzyki blisko 80 lat.

Pierwszych nagrań dokonał na początku lat 50., a już w 1955 r. ukazał się jeden z jego największych przebojów – „Tutti Frutti”, zapewne jedna z tych piosenek, które najmocniej wpłynęły na kształt muzyki. W bezceremonialny sposób łączyła bluesa z boogie-woogie, co w zestawieniu z dziwnym tekstem ozdobionym słynną onomatopeją – A-wop-bop-a-loo-bop-a-wop-bam-boom! – otwierało wykopem drzwi dla nowego gatunku.

„Swego czasu zmywałem naczynia na stacji autobusowej, nie miałem nawet czasu odpowiedzieć szefowi – z taką prędkością donosił mi brudne” – opowiadał o niej, w charakterystycznym dla siebie żartobliwym tonie, sam autor i wykonawca. „Aż pewnego dnia powiedziałem sobie: muszę coś zrobić, cokolwiek, byle tylko nie donosił mi już tych naczyń. I krzyczę: Awap bop a loo bop a wop bam boom, zabieraj je stąd!”.

Życie jak sinusoida

Penniman szybko zaskoczył publiczność po raz kolejny, gdy po paru pierwszych przebojach i pełnych szalonej energii koncertach (włącznie z trasami poza USA), podczas których akompaniował sobie w niezwykle ekspresyjnym stylu na fortepianie, poinformował publiczność, że zawiesza karierę, by studiować teologię. To zaprowadziło go na ścieżkę pastora w Kościele Adwentystów Dnia Siódmego. Ale wrócił do muzyki świeckiej w latach 60., a całe jego późniejsze życie było jak sinusoida – z okresami poświęcanymi scenie lub służbie duszpasterskiej. Z równym – jak się wydaje – przekonaniem.

Little Richard wydawał się istnieć gdzieś w samym epicentrum zjawiska, w ramach którego religijne nurty (gospel) wpływały wyjątkowo mocno na rozwój muzyki rozrywkowej – z rosnącą sceną soulową, dla której był figurą równie ważną co dla rock′n′rolla. W jego głosie słychać było żarliwość kaznodziei, choć teksty wyprowadzały tę żarliwość na pole podszyte grzesznymi myślami – już oryginalny tekst „Tutti Frutti” współautorka piosenki Dorothy LaBostrie miała zredagować tak, żeby uniknąć skojarzeń z homoseksualizmem. Bo w pierwotnej wersji pojawiało się ponoć kontekstowo kierujące słuchacza w tę stronę określenie „good booty” („dobra pupa”).

Seksualność Pennimana najprościej dałoby się opisać dzisiejszym określeniem z języka mediów społecznościowych: to skomplikowane. Lubił ostry makijaż, kolorowe, nawet wprost: damskie ciuchy, miał w życiu epizody homoseksualnych związków, a przez prasę bywał opisywany jako osoba biseksualna. Jego małżeństwo skończyło się szybko, po kilku latach (mieli adoptowanego syna, z którym artysta pozostał w dobrych relacjach). W młodości Little Richard był aresztowany za voyeuryzm. Orientacji w tym wszystkim nie ułatwiał on sam, w wywiadach często rzucając sprzeczne wypowiedzi.

Bez Little Richarda nie byłoby Browna czy Jaggera

Bardziej istotne jest jednak to, jak te wszystkie wątki – od czystych po grzeszne – układały się w wyrazisty image i pełną energii obecność sceniczną. Bez tego osobowego przykładu prawdopodobnie nie byłoby postaci Jamesa Browna czy Micka Jaggera (obaj byli fanami Little Richarda) – przynajmniej takich, jakie znamy. Także Paul McCartney uznawał się za wielkiego miłośnika jego muzyki. Elton John wychował się na jego piosenkach i scenicznym stylu bycia. „Kiedy Little Richard wstawał znad fortepianu, nie przerywając gry, było to coś wspaniałego” – mówił. Z kolei Prince naśladował makijaż Little Richarda, malując brwi. W kwestii strojów i nieustannej przesady w gestach i ekspresji wiele zawdzięczają Pennimanowi także gwiazdy glam rocka.

Little Richard bodaj jako pierwszy mawiał, że tylko prawdziwie oddani muzycy zostaną na ścieżce rock′n′rolla. W tym sposobie opowiadania, stawiającym opozycję między „prawdziwymi” a farbowanymi lisami tylko udającymi gwiazdy, było coś z przyszłego sposobu, w jaki rozmawiano o rocku czy hip-hopie. Little Richard rzeczywiście pozostał swojej ścieżce wierny – być może dlatego, że to, co ważnego miał do powiedzenia w muzyce, wypowiedział w latach 50. i 60. Miał jeszcze niezły czas na początku kolejnej dekady, ale większa część lat 70. to dla niego mroczny okres uzależnienia od narkotyków. A w tym był tak szalony i żarliwy jak w każdej innej dziedzinie. O ile zaczynał jako całkowity abstynent, o tyle w szczycie nałogu potrafił na kokainę i heroinę wydać tysiąc dolarów dziennie.

Po kilku latach takiego rock′n′rollowego – jak dziś mówimy – trybu życia wrócił do kościoła, na powrót przyjął obowiązki pastora i przez lata łączył działalność koncertową z religijną (wzywając ze sceny do modlitwy i rozdając ulotki), pozostając kaznodzieją, udzielając ślubów, ale czasem wywiadów, w których wspominał już o demonicznej naturze rock′n′rolla. Nie przestając się przy tym oczywiście tytułować jego królem.

Zmarł 9 maja w Nashville. Rodzina podała, że chorował na raka kości.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną