Branża rozrywkowa sypie się jak domek z kart. Niemal dosłownie. Informacja o przesunięciu premiery nowego filmu o Jamesie Bondzie „No Time to Die” sprawiła, że w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii zawiesiła działalność jedna z największych sieci kinowych. A w efekcie kolejne studia dały sygnał, że odkładają premiery. Dla branży filmowej 2020 można uznać za rok stracony.
Rok bez wielkich premier kinowych
„No Time to Die” to jeden z pierwszych filmów, którego premierę przesunięto ze względu na koronawirusa. 25. część cyklu o Jamesie Bondzie miała trafić na duży ekran 2 kwietnia, ale po wybuchu pandemii w Europie odłożono premierę do listopada 2020. Perspektywa drugiej połowy roku dawała nadzieję zarówno widzom, jak i właścicielom kin, że choć wiosna i lato nie były zbyt obfite, to być może uda się uratować końcówkę sezonu.
Nie udało się. Ponowna decyzja o przesunięciu premiery nie dziwi – po kilku miesiącach spadku zachorowań epidemia wróciła do Europy. Dystrybutorów zniechęcać mogą zwłaszcza wysokie wskaźniki zachorowań w Wielkiej Brytanii, gdzie kolejne odsłony przygód Jamesa Bonda ogląda się ze szczególną uwagą.
Wycofanie się z decyzji o dystrybucji filmu w tym roku dało sygnał innym studiom, które jeszcze nie ogłosiły, czy przełożą premiery planowane na koniec roku. Informacje o przesunięciu „Diuny” na październik 2021 i zmianie całej siatki premier do 2022 r.