Stare tytuły rzadko wyświetlane są na dużych ekranach. Jeśli już, to w ramach wyjątku. Powrót po 22 latach do regularnej dystrybucji „Spragnionych miłości” może dziwić, ale tylko tych, którzy tego filmu jeszcze nie widzieli. To ścisła światowa czołówka. Klasyka. Wkrótce po canneńskiej premierze dzieło Wong Kar-Waia szybko zyskało ogromną popularność, a także status najwybitniejszego romansu wszech czasów. Nie tylko w Azji. Ważne jest też to, że obejrzawszy go raz, chce się natychmiast do tego filmu wracać. Wielokrotnie.
„Spragnieni miłości”. Film bez scenariusza
Porusza on bardzo delikatne struny, tak czułe, że można odnieść wrażenie, że wszystko ma tu swoje ukryte, dodatkowe znaczenie. Klimat tajemniczości, nostalgii tworzą przelotne spojrzenia, dotyk dłoni, kolory sukienek, cienie, nie mówiąc o słynnym walcu i ustawieniach kamery sugerujących spojrzenie dziecka, do którego docierają jedynie strzępy słów czy fragmenty sytuacji odgrywanych przez dorosłych.
Początkowo nie było jasne, czym „Spragnieni miłości” w ogóle mają być. Reżyser nie miał żadnego scenariusza. Przez 15 miesięcy aktorzy Maggie Cheung i Tony Leung improwizowali na planie, dowiadując się w ostatniej chwili, jakie są intencje reżysera, które często były potem zmieniane. Na dwa dni przed pierwszym oficjalnym pokazem film zawierał kluczową z punktu widzenia dramaturgii scenę seksu między parą bohaterów, dopowiadającą ich związek. Ale w finałowej wersji jej nie ma.
Film miał być powrotem do czasów dzieciństwa Wong Kar-Waia spędzonego w Hongkongu wśród emigrantów z Szanghaju (tam się urodził), drobiazgowo odtwarzać zapamiętane przez niego szczegóły i przedstawiać całą dekadę lat 60. Stanęło na roku 1962. Zdjęcia powstały w przerwie zmagań nad opus magnum twórcy, czyli symfonią alienacji, jak często określa się dwuipółgodzinny melodramat science fiction „2046”.
Czytaj też: Covid wywrócił kino do góry nogami
Kar-Wai. Piewca miłości niemożliwej
Historia dotyczy uczucia, które wybucha pomiędzy parą, która z przerażeniem odkrywa, że ich współmałżonkowie mają ze sobą romans. Nie chcąc być tacy jak oni, odpychają erotyczną pokusę. Oszukańcza, wyniszczająca gra z pożądaniem rujnuje im psychikę, zatruwa życie, unieszczęśliwia. Po gorącym przyjęciu w Cannes (ulubiony aktor reżysera, Tony Leung grający główną rolę, otrzymał wyróżnienie) Kar-Waia okrzyknięto piewcą miłości niemożliwej, samotności, wyobcowania. Pisano, że tylko on potrafi z takim wyczuciem ukazywać skutki rozmijania się zmysłów, uczuć i działania.
„Ten czas przeminął i co do niego należało, nie istnieje już”. Bezlitosne, proustowskie zdanie pojawiające się w „Spragnionych miłości” doskonale określa temperaturę emocjonalną filmu, podobnie jak całej jego twórczości. To piekło świadomości, że utraciło się coś najważniejszego. Rozpacz, wyrzuty sumienia, niepewność wywołane pytaniem, dlaczego i czy naprawdę musiało się tak stać, Wong przeplata uporczywie powracającymi sekwencjami tego, co ich połączyło. Nostalgia rodzi wspomnienie. Wspomnienie sprawia ból. Ból wywołuje melancholię („wszystkie wspomnienia są śladami łez”, mówi narrator „2046”). I tak bez końca.
Czytaj też: Co oglądać w czasach klęski urodzaju
Narratorem jest pamięć
W onirycznych filmach Kar-Waia relacje międzyludzkie zawsze mają ścisły związek z przestrzenią. W ciasnych, obskurnych pomieszczeniach hotelowych ze „Spragnionych miłości” czy „2046” bohaterowie co chwila wpadają na siebie, wymieniają grzecznościowe ukłony, ukradkowe spojrzenia. Fizyczna bliskość tylko ich od siebie oddala.
W dwóch wczesnych melodramatach mistrza z Hongkongu: „Dniach naszego szaleństwa” (1991) oraz debiutanckich „Kiedy łzy przeminą” (1988), jest podobnie. Im bliżej siebie przebywają, tym zdaje się większy dystans zaczyna ich dzielić. Narratorem jest pamięć, która filtruje wspomnienia i układa je w dziwny, nostalgiczny wzór. Nie do końca wiadomo, co wydarzyło się naprawdę, a co jest tylko marzeniem czy śnioną ich wersją. Kar-Wai nie zdradza nigdy siebie, nie uległ później pokusie komercjalizacji, szlifował tylko to, co już zawarł w pierwszych próbach zmierzenia się z kinem.
Spragnieni miłości (Huayang Nianhua), reż. Wong Kar-Wai, prod. Hongkong, Francja 2000, 97 min