Porno w 3D i odór starych butów
Porno w 3D i odór starych butów. Jak znikają wielkie wynalazki kina
Jeszcze kilkanaście lat temu wydawało się, że 3D zrewolucjonizuje kino – i to nie tylko rozrywkowe. Miało oferować immersyjne doświadczenia, dawać więcej i lepiej. Gigantyczny sukces „Avatara” Jamesa Camerona – do dziś najbardziej dochodowego filmu w dziejach kina – tylko utwierdził Hollywood w przekonaniu, że warto inwestować w rozwój 3D. Niemal każdy blockbuster i każda pełnometrażowa animacja były więc wyświetlanie w kinach w dwóch wersjach: trójwymiarowej i tradycyjnej. Po atrakcyjną technologię sięgali twórcy horrorów, kina przygodowego, realizatorzy koncertów pokazywanych na wielkich ekranach, a nawet reżyserzy niezależni, m.in. Werner Herzog w dokumencie „Jaskinia zapomnianych snów”. W 2010 r. w Stanach Zjednoczonych filmy wyświetlane w technice trójwymiarowej przyniosły ponad 6 mld dol. dochodu (czyli 20 proc. wpływów z ówczesnego box office’u), ale od tamtej pory udział filmów 3D w rynku systematycznie spadał, choć przez pewien czas zwiększała się jeszcze liczba dostępnych w tej technologii tytułów.
Okazało się na dodatek, że użytkownicy systemów kina domowego również nie są zbytnio zainteresowani trójwymiarem: telewizory 3D były sezonową ciekawostką, podobnie jak przygotowywane przez niektórych nadawców trójwymiarowe transmisje z wydarzeń artystycznych i sportowych. Trójwymiarowych wersji filmów nie ma w ofercie żadnego z dużych serwisów streamingowych. Część analityków uważa, że czasy 3D jako masowej rozrywki dobiegły końca, ale sama technologia zyska nowe życie, gdy upowszechnią się domowe zestawy VR, rozszerzonej rzeczywistości.
Pandemia tylko ten kryzys pogłębiła i choć kino zaczyna odrabiać straty (czego dowodem mogą być wielkie finansowe sukcesy filmów „Spider-Man: Bez drogi do domu” i „Top Gun: Maverick”), projekcji trójwymiarowych jest coraz mniej.