Fantastyczne historie spod znaku magii, miecza i smoka mają się na małych i dużych ekranach coraz lepiej. Fundamenty już ponad dwie dekady temu kładł Peter Jackson, który porwał się na – jak wówczas sądzono – niemożliwe i zekranizował „Władcę Pierścieni” J.R.R. Tolkiena. Dekadę po nim HBO wstrząsnęło rynkiem telewizyjnym serialem „Gra o tron” i na osiem sezonów zdominowało naszą wyobraźnię opowieścią – stworzoną oryginalnie przez George’a R.R. Martina – o smokach, lodowych zombie i bezwzględnej walce o władzę. To na bazie tych sukcesów w następnych latach powstawały kolejne ekranizacje historii fantasy, jak m.in. „Koło czasu” (na bazie cyklu powieści Roberta Jordana), „Cień i kość” (na podstawie książek Leigh Bardugo), zapowiadany na przyszły rok film „Dungeons&Dragons: Złodziejski honor” (podstawą są kultowe gry) czy „nasz” „Wiedźmin” na bazie książek Andrzeja Sapkowskiego, z powstającym właśnie trzecim sezonem oraz prequelem „Wiedźmin: Rodowód krwi”, który zobaczymy jeszcze w tym roku. Kwestią czasu był jednak powrót do Westeros, miejsca akcji opowieści Martina, oraz do Śródziemia, czyli świata Tolkiena.
Królowie fantasy
Sam Martin był aktywnie zaangażowany w rozwój serialu „Gra o tron”, a jeszcze zanim na HBO trafił ósmy i zarazem finałowy sezon pierwszej produkcji, Martin już pracował nad spin-offami i prequelami (czyli historiami rozgrywającymi się niejako obok głównej fabuły albo przed nią). Jeden z takich projektów, z Naomi Watts w roli głównej i akcją osadzoną tysiące lat przed wydarzeniami z „Gry...”, już w 2019 r. doczekał się odcinka pilotowego. Po czym został skasowany. Możemy się za to cieszyć „Rodem smoka”, pokazującym losy rodziny Targaryenów, czyli przodków jednej z głównych postaci „Gry.