Twoja „Polityka”. Jest nam po drodze. Każdego dnia.

Pierwszy miesiąc tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

Mokro, smutno, imponująco

„Wielka woda”, czyli powódź stulecia na Netflixie. Mokro, smutno, imponująco

Na otwartym basenie w Srebrnej Górze niedaleko Kłodzka stworzono ulicę z rzędami kamienic, wzorowaną na zalanej podczas powodzi części wrocławskiego Przedmieścia Oławskiego. Na otwartym basenie w Srebrnej Górze niedaleko Kłodzka stworzono ulicę z rzędami kamienic, wzorowaną na zalanej podczas powodzi części wrocławskiego Przedmieścia Oławskiego. Robert Pałka/Netflix
Tuż po 25. rocznicy powódź stulecia doczekała się swojego pierwszego obrazu fabularnego. Na Netflixie można już oglądać serial „Wielka woda”. Warto.
Na planie serialu „Wielka woda”.Robert Pałka/Netflix Na planie serialu „Wielka woda”.

Scenę obrony wałów przeciwpowodziowych w podwrocławskiej wsi kręcono w Czosnowie pod Warszawą. Rozmach inscenizacyjny niczym przy produkcjach batalistycznych. – To był sam początek zdjęć, lipiec ubiegłego roku, noc, w akcji 400 statystów, helikoptery Mi-2 i Mi-8 ściągnięte z Krakowa, tego drugiego zostały w kraju już tylko pojedyncze egzemplarze, ale staraliśmy się trzymać realiów 1997 r. – wspomina Anna Kępińska, producentka i pomysłodawczyni serialu „Wielka woda” Netflixa. Sama pochodzi z Wrocławia, brała udział w obronie miasta przed nadciągającą falą i temat powodzi stulecia chodził za nią od wielu lat.

Dlaczego szansa na pierwszą fabułę o wydarzeniach tak dramatycznych, unikalnych i uniwersalnych jednocześnie, a do tego dobrze zdokumentowanych, pojawia się dopiero teraz, ćwierć wieku od powodzi? Producentka ma dwie odpowiedzi. Pierwszą jest... „Czarnobyl”. Świetny serial HBO, który odniósł światowy sukces i pokazał, jak zajmująco opowiadać o historii, łączyć fakty i klimat katastroficzny z pełnokrwistym dramatem, wątkami obyczajowymi, polityką oraz nośnym komentarzem dotyczącym współczesności, i jak grać na emocjach widzów. Drugą – rozwój technologii, która dopiero dziś pozwala wiarygodnie odtworzyć żywioł wody, pokazać zalane miasto bez konieczności ponownego wpuszczania tam wody.

Poziom wody regulowany

Sprawa nie była jednak prosta. – Znów zmagaliśmy się z żywiołem, tym razem jednak w sposób kontrolowany – tłumaczy scenograf Marek Warszewski. – W kinie katastroficznym woda bywa bardzo dynamiczna, we Wrocławiu jednak nie było przerwania tamy, wtargnięcia fali, poziom wody się stopniowo podnosił, czasem drastycznie, ale tu chodziło głównie o rozległość, o przeobrażenie miasta.

Polityka 41.2022 (3384) z dnia 04.10.2022; Kultura; s. 82
Oryginalny tytuł tekstu: "Mokro, smutno, imponująco"
Reklama