No bo to Bono
No bo to Bono. Właśnie wydał autobiografię. Najciekawsze jest to, co przemilczał
Pochodzili z Dublina. Założyli zespół w drugiej połowie lat 70., na fali punka, jako grupa kumpli z dzieciństwa. Szanowani przez krytyków za mroczne brzmienie, wśród publiczności zasłynęli jako szaleńcy – podczas koncertów rzucali w widownię świńskie łby, bo na co dzień w miejscowej rzeźni pracował lider zespołu, który odszedł ze składu w 1986 r. A po kilku latach zakończyła działalność cała grupa. Nie, nie U2, chodzi o Virgin Prunes. W tym czasie ich koledzy z podwórka i ze sceny, czyli U2, byli już w szczycie kariery.
„Surrender. 40 piosenek, jedna opowieść”, wydana właśnie po angielsku (wersja polska dostępna będzie od 23 listopada) autobiografia Paula Davida Hewsona – czyli Bono – już w pierwszych rozdziałach przypomina ten splot historii z podwórka. Rozdziały stanowią zarazem historie piosenek, ten zatytułowany jest od utworu z pierwszej płyty zespołu – „Stories for Boys”.
Z Virgin Prunes grupę U2 łączyło więcej, niż się wydaje. Gavin Friday, lider tej formacji, był przez lata dla Hewsona punktem odniesienia – bardziej rockandrollowy, ze świetną orientacją w muzycznym świecie. To on mawiał, że rzymski katolicyzm jest dla religii tym, czym w muzyce glam rock – ze względu na stroje, rozmach, kolory i psychodeliczną atmosferę, bardziej wymyślną niż w Kościele protestanckim. A Bono był w dzieciństwie rozdarty między katolicyzmem ojca i anglikanizmem matki. I to Gavin w kluczowym momencie potrafił rzucić dobrą radę, to on ocalił podczas sesji, praktycznie wyciągając z kosza na śmieci, utwór „With Or Without You”, ten sam, który potem stał się jednym z największych przebojów U2. Kolejny członek Virgin Prunes, Derek „Guggi” Rowen, był najlepszym przyjacielem Hewsona z dzieciństwa – dość powiedzieć, że to on wymyślił pseudonim Bono (od lokalnego sklepu ze sprzętem dla niedosłyszących Bonavox).