Po skandalu towarzyszącym nagrodzie za najlepszy film dla Romana Polańskiego w 2020 r. organizatorzy Cezarów – „francuskich Oscarów” – podjęli radykalne decyzje co do kształtu ceremonii w 2023, pierwszej bez obostrzeń po dwóch latach pandemii.
Od połowy grudnia było wiadomo, że Sofiane Bennacer, typowany na faworyta w ważnej kategorii aktorskiej, „nadziei kina”, nie dostanie nominacji ze względu na toczące się przeciw niemu postępowanie w sprawie gwałtu. On sam kategorycznie zaprzecza oskarżeniom. Teraz, dwa miesiące przed imprezą, organizatorzy ogłosili, że nikt, na kim ciąży oskarżenie o przemoc, nie będzie miał wstępu na galę. Francuska Akademia Sztuki i Techniki Filmowej ma zdecydować, czy zasady tej nie przyjąć na stałe. Domniemania niewinności nie będzie.
Szara strefa #MeToo
To ciekawy zwrot akcji, który przypomina, w jak ogromnym stopniu nasza kultura opiera się na percepcji i opinii. Konstrukcja prawna domniemania niewinności nie musi się nijak stosować do uznaniowych par excellence nagród i zaszczytów, a jednak przez lata od „sądu opinii” oczekiwaliśmy, że będzie jej przestrzegał. Od czasu #MeToo trwa dyskusja nad społecznymi skutkami takiej polityki. Czy domniemanie, że „on nie zgwałcił”, nie jest zawsze zaraz domniemaniem, że „ona straciła rozum i mści się za urojone krzywdy”, a więc w zasadzie także domniemaniem winy? I czy to sprawiedliwe, czy może właśnie pokazuje, jak bardzo społeczne poczucie sprawiedliwości faworyzuje mężczyzn, a raczej te osoby (w większości mężczyzn), które mają pozycję, pieniądze i władzę, zaś kobietom odbiera szansę na realną równość?
Ten obszar w rozmowie Pawła Reszki z Jakubem Dymkiem został nazwany „szarą strefą #MeToo”. W epoce mediów społecznościowych, w których tak wiele zależy od naszej renomy, a dobre imię zbyt często oznacza dobre życie, konstrukcje przeszczepiane z „prawdziwego życia”, takie jak prawnicze „domniemanie niewinności” czy nawet dziennikarska zasada chronienia dóbr osobistych, po prostu się nie sprawdzają. Organizatorzy Cezarów postanowili wziąć sprawy we własne ręce i przynajmniej w tym roku zarządzić konfliktem w sposób, który wydaje się całkiem rozsądny: zakazując wstępu osobom należącym do pewnej obiektywnej kategorii (tj. tym, przeciw którym toczy się postępowanie), eliminują zarazem ryzyko konfliktu w danym miejscu i czasie. Nie będzie pikiet przeciwko „kulturze gwałtu” przed wejściem na galę, ale nie będzie też skandali w społecznościówkach, kiedy jakaś pani obleje jakiegoś pana szampanem.
Roman Polański i himpatia
W 2020 r. Adèle Haenel, wschodząca gwiazda francuskiego aktorstwa, wyszła z sali, gdy Polański otrzymał Cezara za „Oficera i szpiega”, mówiąc zgromadzonym dziennikarzom, że nie ma jej zgody na to, by znani sprawcy przemocy dostawali nagrody, podczas gdy kobiety, ich ofiary, zmuszane są do milczenia. Ta scena całkowicie zdominowała ceremonię i w gruncie rzeczy rzuciła też cień na same Cezary. Czy nagrody filmowe nie są czymś w rodzaju zmowy pomiędzy znanymi twórcami a producentami, którzy dają sobie nawzajem dowody uznania, gdy osoby od nich uzależnione muszą cierpieć w ciszy? Nie dziwi więc, że przy kolejnej okazji organizatorzy robią wszystko, żeby mieć święty spokój, a nagroda znowu stała w centrum uwagi.
Wszystko wskazuje jednak na to, że z „szarej strefy #MeToo” nie wyjdziemy bez powszechnego rachunku sumienia i głębokich przemian naszej wspólnej kultury, które chyba każde z nas musi zacząć od samej lub samego siebie. Owszem, na całym świecie panuje plaga tzw. himpatii – empatii dla niego, mężczyzny. Automatycznego i niekoniecznie świadomego stawania po stronie mężczyzn w konfliktowych sytuacjach. Termin ten ukuła filozofka Kate Manne w książce „Down, Girl. The Logic of Misogyny” („Cicho bądź. Logika mizoginii”), analizując przebieg procesów w sprawie gwałtów na kampusach, w których regularnie minimalizowano winę młodego gwałciciela i zarazem wpływ traumy seksualnej na dalsze życie osoby, która gwałtu doświadczyła (himpatia chętnie łączy się z innymi sytuacjami przywileju: bogactwem, urodą czy „właściwą” przynależnością etniczną).
Domniemanie niewinności
Jednocześnie domniemanie niewinności jest konstrukcją głęboko słuszną i sprawiedliwą. Fałszywe oskarżenia się zdarzają, mogą być wysoce skuteczne i warto, byśmy jako społeczeństwo jakoś bronili się przed tego typu manipulacjami. Domniemanie niewinności znacząco poprawiło postrzeganie sądów i poczucie, że sprawiedliwość jest uniwersalna. I że po prostu warto się do niej odwoływać, nawet gdy ktoś należy do grupy obciążonej uprzedzeniami.
Warto więc się zastanowić, czy „sąd opinii publicznej”, w którym każdy i każda z nas może być zarówno sędzią, jak i podsądnym, nie powinien zostać wyposażony w jakiś rodzaj mechanizmu, który będzie nam towarzyszyć zawsze, gdy wchodzimy na Facebooka, Instagrama czy TikToka. Dobrze jednak nie poddawać się pierwszym impulsom komentowania. Opinia również wymaga namysłu i dopóki nie zaczniemy wszyscy ferować jej z umiarem, musimy się liczyć z tym, że kolejne instytucje będą robić to samo co Cezary: zamykać dostęp do podlegających ocenie treści, kontrolować sytuacje tak, by nie wydarzyło się nic naruszającego protokół, wykluczać osoby, które mogłyby wywołać skandal. Świat znowu stanie się teatrem, a my, jako widzowie, będziemy oglądać tylko to, co reżyserzy zdecydują się nam pokazać. Wiele będzie się musiało zmienić, żeby nie zmieniło się nic.