Kultura

Pamela Anderson nie czuje się ofiarą. Dokument Netflixa to pytanie do widza

Kadr z filmu „Pamela. Historia miłosna” Kadr z filmu „Pamela. Historia miłosna” mat. pr.
Kto pamięta lata 90., ten z pewnością ma wdrukowany jednoznaczny obraz Pameli Anderson. Głupiutkiej blondynki, która składa się przede wszystkim z wielkiego biustu.

Pamela Anderson nie uważa się za ofiarę. Pod koniec dokumentu o jej życiu – a opowiada m.in. o gwałcie, agresywnych partnerach i o tym, jak jej karierę złamała skradziona sekstaśma – podkreśla, że przetrwała wszystko, co się jej w życiu przydarzyło. Jest to stwierdzenie o tyle mocne, że była modelka „Playboya” miałaby wszelkie podstawy widzieć się w roli ofiary. I to nie jakiegokolwiek pojedynczego człowieka, ale całego kulturowego przemysłu lat 90.

Pamela Anderson: historia złamanej kariery

Popularne sesje zdjęciowe dla „Playboya”, połączone z niezwykłą popularnością serialu „Słoneczny patrol”, uczyniły z Pameli Anderson symbol seksu na początku lat 90. Platynowe włosy, błękitne oczy, nienaganna figura i biust, który przyciągał największą uwagę fanów, ale też dziennikarzy i komentatorów. Anderson idealnie wpasowała się w stereotyp niezbyt bystrej blondynki, która wszystko zawdzięcza figurze i niewinnej buzi. Nie pomagał fakt, że postać, którą grała w serialu, nie grzeszyła rozumem. Aktorka zlewała się widzom z odgrywaną przez nią bohaterką. Ostatecznie popkultura zawsze potrzebuje takich aktorek czy celebrytek, od których nie wymaga się za wiele – mają być ładne, czasem wywołać jakiś skandal i pozwalać się wyśmiewać prowadzącym wieczorne programy komikom.

Przełom w medialnej karierze aktorki nadszedł, gdy wyciekła jej sekstaśma. Nagrany domową kamerą film, na którym Anderson uprawia seks z mężem, perkusistą Tommym Lee, szybko stał się przebojem najpierw

  • celebryci
  • filmy dokumentalne
  • Netflix
  • Playboy
  • Reklama