Widz ma uwierzyć w śmierć
Magdalena Cielecka o filmie „Lęk”, eutanazji i śmierci: Przykro mi, nie wierzę w zmartwychwstanie
JANUSZ WRÓBLEWSKI: – PiS popełniło samobójstwo polityczne w wyborach?
MAGDALENA CIELECKA: – Kilka milionów zagłosowało na Zjednoczoną Prawicę, czego nie wolno lekceważyć. Nowa władza musi rozliczyć PiS, ale przede wszystkim powinna pamiętać o zakopaniu topora wojennego i pojednaniu. Wojna polsko-polska była wyczerpująca, wzbudzała złe emocje, wymęczyła nas strasznie, odbierając niektórym chęć do życia. Trzeba zacząć ze sobą rozmawiać, przywrócić względny spokój, choćby po to, żeby w święto zmarłych, stojąc nad grobami bliskich, przestać się wreszcie kłócić.
Ale mamy rozmawiać o samobójstwie w wymiarze jednostkowym. Kiedy i czy w ogóle człowiek ma do niego prawo?
Nie wiem. To bardzo indywidualna sprawa. Niezwykle intymna. Jestem za wyborem.
W Polsce nie ma takiego wyboru.
Ale są sposoby, by to obejść. O tym jest film „Lęk”, w którym gram nieuleczalnie chorą prawniczkę, poddającą się eutanazji w szwajcarskiej klinice nad jeziorem Lugano. Procedura jest bardzo droga, nie każdego na nią stać. Małgorzata, moja bohaterka, może sobie na to pozwolić. Jest uprzywilejowana. Paradoksalnie ma szczęście, bo sama decyduje o swoim odejściu.
Eutanazja powinna być legalna?
Tylko w niewielu krajach, m.in. w Holandii, Belgii, Luksemburgu, prawo na nią zezwala. Chciałabym, aby nasz film wywołał dyskusję, czy tak powinno być. Jestem za tym, aby człowiek mógł samodzielnie decydować o jakości swego życia, a także o tym, kiedy i jak chce je zakończyć.
Czyli powinno się eutanazję zalegalizować?
Nie namówisz mnie do jednoznacznej deklaracji. Nie wyobrażam sobie, by taka ustawa mogła zostać wprowadzona z dnia na dzień. Temat trzeba oswoić.