Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

Domek kata

Łukasz Żal dla „Polityki”: Zło w „Strefie interesów” miało być na granicy widzialności

Kadr z filmu „Strefa interesów”. Kadr z filmu „Strefa interesów”. materiały prasowe
Cały ten świat komponowaliśmy tak, by zło było na granicy widzialności – mówi Łukasz Żal, autor zdjęć do „Strefy interesów”, brytyjsko-amerykańsko-polskiej koprodukcji nominowanej w pięciu kategoriach do Oscara.
Łukasz ŻalDymitr Kutz/Forum Łukasz Żal

JANUSZ WRÓBLEWSKI: – Dramat Jonathana Glazera nie jest pierwszym filmem o Holokauście, wszystko jednak wydaje się w nim pionierskie. To kwestia wyboru głównego bohatera, komendanta obozu Auschwitz, czy estetyki polegającej na niepokazywaniu ludobójstwa wprost?
ŁUKASZ ŻAL: – Wiele czynników złożyło się na ten efekt. Scenariusz luźno oparty na powieści Martina Amisa, wspaniała gra aktorów, podejście reżysera, który od początku deklarował, że nie interesuje go powielanie tego, co o Zagładzie zostało dotąd powiedziane. Na jej temat powstało mnóstwo filmów. Widzieliśmy niemal wszystko. Głównym celem reżysera było pokazanie wydarzeń w sposób najbardziej obiektywny, bez estetyzacji, manipulacji emocjonalnej. W „Strefie interesów” ocena świata przedstawionego jest zakłócona. Są jakby dwa filmy, jeden w obrazie, a drugi w dźwięku. W kinie mainstreamowym złych nazistów grają najczęściej pięknie oświetleni, przystojni hollywoodzcy aktorzy. U nas tego nie ma. Pokazujemy samą prozę życia.

Jak w klasycznym dokumencie?
Tak. Jonathan nalegał, by kamera była uważnym, chłodno rejestrującym okiem – nie zaś dynamicznym uczestnikiem akcji. Żadnej filmowej manipulacji, szukania atrakcyjności. Zero emocjonalnych zbliżeń, epatowania gestami wywołującymi określoną reakcję widzów. Światło miało być naturalnie ostre, bez stylizowania na retro. W jednej ze scen, która ostatecznie nie weszła do filmu, Bronek, ogrodnik, zostaje zastrzelony. Był to nasz pierwszy dzień okresu przygotowawczego. Zaproponowałem, żeby złapać ten moment przez ramy okienne, a Jon wręcz przeciwnie – a co, jakbyśmy pokazali to w szerokim planie? Wtedy zdałem sobie sprawę, że pomimo pełnej świadomości naszej wizji dotyczącej filmu, wciąż tkwi we mnie tradycyjne podejście do kina.

Polityka 12.2024 (3456) z dnia 12.03.2024; Kultura; s. 83
Oryginalny tytuł tekstu: "Domek kata"
Reklama