Tu leży Urban Jerzy
Tu leży Urban Jerzy. W teatrze. Wjeżdża na scenę na złotym sedesie i walczy z Jezusem
„Czas wygasza emocje” – pisał na naszych łamach w tekście „Zawsze na widoku” Adam Krzemiński po śmierci Jerzego Urbana w październiku 2022 r. – „Dla dzisiejszych trzydziestolatków zmarły w wieku 89 lat Jerzy Urban jest w najlepszym razie znany jedynie z happeningów, prowokacyjnych zgryw i występów, podczas których przed kamerą wystawiał np. na sprzedaż swoją »mało używaną« sztuczną szczękę. Dla czterdziestolatków Urban to wydawca »Nie« – milioner, sybaryta z lubością szargający wszelkie narodowe i kościelne świętości, człowiek, który wprowadził do prasy pełną wulgaryzmów, potoczną polszczyznę. Dla wielu pięćdziesięciolatków, którzy coś tam pamiętają z telewizji sprzed »okrągłego stołu«, Urban to tylko jeden z przegranych 1989 r. A dla nieprzejednanych sześćdziesięciolatków, którzy pamiętają jego konferencje prasowe dla zagranicznych dziennikarzy, to tylko »Goebbels stanu wojennego«”.
W wystawionej przez Bartosza Szydłowskiego sztuce Piotra Rowickiego „Urban. Idę po was...”, dla której bazą była ubiegłoroczna głośna, 600-stronicowa biografia autorstwa Doroty Karaś i Marka Sterlingowa, emocje faktycznie nie buzują. Ale Adam Ferency w tytułowej roli daje wspaniały popis aktorstwa, jednocześnie z dystansem do postaci i bez łatwego oceniania. Tworzy bohatera, który dla części widowni będzie okazją do ponownej konfrontacji z człowiekiem, który – dopóki żył – nie ustawał w przypominaniu, że Polska obok tak chętnie eksponowanej, pięknej twarzy papieskiej czy solidarnościowej miała, i wciąż ma, też tę brzydszą – konformistyczną.