Kultura

Cannes 2024: „Limonow. Ballada”. Trzeba odwagi, żeby kręcić film o chorej rosyjskiej duszy

Kadr z filmu „Limonow” Kadr z filmu „Limonow” mat. pr.
W czasach cancelowania Rosji i rosyjskiej kultury trzeba mieć sporo odwagi, by przyjrzeć się na nowo chorej rosyjskiej duszy. W świetnie przyjętym filmie Kiryła Sieriebriennikowa uosabia ją Eduard Wieniaminowicz Sawienko.

Sawienko to prawdziwe nazwisko zmarłego cztery lata temu pisarza, znanego jako Eduard Limonow (gra go Ben Whishaw, typowany do nagrody za najlepszą kreację aktorską). Znaczną część dorosłego życia spędził na emigracji, tułając się między Izraelem, Nowym Jorkiem i Paryżem, gdzie czuł się niedoceniony i nierozumiany. Rosyjskich dysydentów, których traktował jak bezpośrednią konkurencję i bardzo im zazdrościł uznania oraz honorów, po ludzku nie cierpiał. Sołżenicyna nazywał starym kretynem. Brodskiego miał za miernego naśladowcę Mariny Cwietajewej. Limonow był pewien, że jest od nich dużo zdolniejszy. Prawdę mówiąc myślał, że wszystkich ich przerasta nie tylko talentem, a jego społeczne nieprzystosowanie, dekadencki styl życia, upodobanie do alkoholu to oczywiste symptomy geniuszu.

Nie wyrzucił Rosji z serca

Tak jak Brodski był synem niskiego rangą enkawudzisty i podobnie jak wielu chłopaków urodzonych podczas II wojny światowej wychowywał się bardziej na ulicy niż w domu. Miał skłonność do bijatyk, prowadzał się z chuliganami, uwielbiał prowokacje, niewiele brakowało, by za napaść na milicjanta odsiedział pięć lat (skończyło się na tygodniu aresztu). Jednocześnie, mierząc wysoko, by być królem zbrodni, odkrywał w sobie zamiłowanie do literatury.

Pierwsze niepowodzenia miłosne Limonow zakończył próbą samobójczą i pobytem w szpitalu psychiatrycznym. Stanął na nogi dzięki romansowi z dużo starszą Żydówką prowadzącą kultową księgarnię 41, gdzie skrzykiwała się charkowska bohema. W Moskwie dał się poznać jako awangardowy poeta, nie odniósłszy jednak sukcesu, o jakim marzył, wybrał wygnanie. W podjęciu decyzji o opuszczeniu kraju utwierdziła go dobra rada przesłuchującego go kagiebisty, słusznie twierdzącego, iż nikt takiego jak on pasożyta i naciągacza nie doceni, dopóki nie zyska najpierw rozgłosu na Zachodzie.

Wyjechawszy, Limonow nigdy nie utożsamiał się z dysydentami plującymi na Związek Radziecki. Nie przestał kochać mocarnej sowieckiej Rosji. I nie zamierzał jej wyrzucać ze swojego serca. Nie żal mu było milionów mordowanych przez Stalina, ponieważ szczerze wierzył, że czymś musieli sobie na taki los zasłużyć. Choć doświadczył nędzy i sam spędził kilka lat w obozie w Engelsie nad Wołgą, był dumny ze swojego kraju, w szczególności z tego, że to Rosja pokonała Hitlera. Gdyby nie Armia Czerwona – twierdził – dziś wszyscy mówiliby w Europie po niemiecku.

Czytaj też: „Archipelag Gułag”. Książka, która zmieniła świat

Skandalista, antysystemowiec, pisarz

Ameryki z jej religią materializmu organicznie nie znosił. Nowy Jork, do którego trafił pod koniec hipisowskiej beztroski, nie dał mu nic oprócz upokorzenia i biedy. Pracując jako służący dla jednego z milionerów, utwierdził się w przekonaniu, że rządzi tam przemoc i wyzysk klasowy. Tak samo nigdy nie uwierzył w mit cnót europejskich wartości. Był pewien, że Zachód jest skazany na powolny upadek. I najchętniej, gdyby tylko mógł, przyspieszyłby ten proces, biorąc przykład z Che albo Travisa Bickle’a, niezrównoważonego bohatera słynnego „Taksówkarza”, desperacko strzelającego do tych, którzy w jego mniemaniu na to zasłużyli.

Cieszył się opinią skandalisty antysystemowca. Nie tworzył beletrystyki, potrafił pisać tylko o sobie, szczycąc się tym, że jego programowy anarchizm nie pasuje do żadnej grupy. Ale pisanie nigdy nie stanowiło celu jego życia. Wiatru w żagle nabrał, gdy nastała moda na punk. Dostrzegł w niej swoją szansę. Zaczął płynąć na tej samej fali rebelii co jego idol, wokalista Johnny Rotten, lider Sex Pistols. Aż w końcu docenił go lewacki Paryż, otwierając przed nim salony i wydając 17 jego książek. Emmanuel Carrere w poświęconej mu biografii, na podstawie której powstał film „Limonow. Ballada”, twierdzi, że on zawsze marzył o byciu zawodowym rewolucjonistą, technologiem miejskiej guerrilli, roztaczając jednocześnie wokół siebie aurę wybrańca, superłotra i niemal świętego.

A przy tym, jak na tak rozchwianą osobowość złożoną z wielu sprzeczności, posiadał zaskakująco wyraziste poglądy polityczne. Nigdy nie przestał być wielkoruskim patriotą. Buntując się przeciwko niesprawiedliwości (burżuazyjnego kapitalizmu i realnego socjalizmu), walczył o równość pod dyktando rewolucyjnego komunizmu. Popierał wszystko, co prowadziło do obalenia obowiązującego status quo. Dlatego Gorbaczowa ponoszącego odpowiedzialność za rozpad imperium żartem, ale też chyba całkiem serio chciał stawiać przed plutonem egzekucyjnym.

Był sympatykiem prawicowego radykała Władymira Żyrinowskiego i wielbicielem Radovana Karadžicia, przywódcy bośniackich Serbów, tak jak Limonow poety, a zarazem zbrodniarza wojennego, skazanego na 40 lat pozbawienia wolności. Po powrocie do Rosji w latach 90. Limonow założył ugrupowanie polityczne o wiele mówiącej nazwie Partia Narodowo-Bolszewicka. Związał się z ogolonymi na łyso faszystami paradującymi na czarno po Moskwie, wykrzykującymi hasła w stylu: „Lenin! Beria! Gułag!”.

Czytaj też: Literatura przed sądem

Limonow jak Putin

Prezentowana w canneńskim konkursie dwugodzinna biografia „Limonow. Ballada”, do której scenariusz napisał m.in. Paweł Pawlikowski, większość tych epizodów łączy w płynną epicką przypowieść, układającą się w coś w rodzaju dowcipnego portretu człowieka pozującego na francuskiego intelektualistę. Predator hipokrytów okazuje się nieuleczalnie chorym narcyzem. Pod hasłami niezależności, rojąc o bogactwie i światowej sławie, Limonow jawi się w filmie jako wściekły, wrażliwy zarozumialec i uzurpator przekonany, że inni nie dorastają mu do pięt. Nie chce być karierowiczem (jak pogardzany przez niego autor „Moskwy-Pietuszki”), choć po cichu widziałby się w roli duchowego przywódcy narodu (jak wyśmiewany przez niego Sołżenicyn). Na gruzach burzonego przez niego znienawidzonego ładu domagał się bezwarunkowego uznania swojej wybitności. Nic nie cieszyło go bardziej niż widok świata w płomieniach, w czym pokładał nadzieję na spełnienie własnego proroctwa – budowy sprawiedliwego systemu, stworzenia równych szans dla wszystkich, pod czułym przywództwem takich jak on jednostek cierpiących na manię wielkości.

Łaknąc należnej mu pozycji, stawał się w istocie politycznym reakcjonistą, niebezpiecznym, samooszukującym się ekstremistą, wypierającym własną tożsamość. Sieriebriennikow najwięcej uwagi poświęca związkowi Limonowa z ekstrawagancką i piękną Natalią Miedwiediew, modelką i nimfomanką, powielający znany schemat: ani z tobą, ani bez ciebie. To właśnie ta relacja, zakończona porzuceniem go, paradoksalnie doprowadza go do odkrycia głęboko skrywanych pragnień homoseksualnych. Przyjmuje to z ulgą, a nawet euforycznie, szybko się jednak od tego dystansuje. Jakby ta jedna jedyna granica była dla niego najtrudniejsza do sforsowania.

Końcowe napisy informują, że Limonow poparł rosyjską aneksję Krymu, a jego ludzie, walcząc w Donbasie, zabijają Ukraińców. W wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”, którego pisarz zdążył udzielić Annie Żebrowskiej niedługo przed swoją śmiercią, proponuje Polakom, by wraz z Rosją dokonali rozbioru Ukrainy. Snucie paraleli do wizerunku Putina jest zapewne nadużyciem, niemniej takie skojarzenia pojawiają się nieuchronnie. Peter Bradshow z brytyjskiego „Guardiana”, chwaląc film za entuzjastycznie opowiedzianą dziwną biografię poety o brunatnym światopoglądzie i porównując Limonowa do Michela Houellebecqa z karabinem maszynowym, stwierdził, że to najlepszy wgląd w najgoręcej dyskutowany temat – czym jest rosyjska dusza. Zaś sam Limonow za porównanie z Putinem na pewno by się nie obraził.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Między sobą żartują: „Jak poznać biegacza? Sam ci o tym powie”. To już cała subkultura

Strava zastąpiła mi Instagram – wyjaśnia Michał. – Wrzucam tam zdjęcia z biegania: jakiś widoczek, zdjęcie butów, zmęczona twarz, kawka po bieganiu, same istotne rzeczy.

Norbert Frątczak
12.01.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną